Nie nazwałby tego unoszeniem się. Chyba, że ktoś porówna uczucie bezcelowego rzucenia się z klifu tylko po to, by zostać powstrzymanym przez wici lodu wbijające się w skórę, do unoszenia się. Jej głos był jedyną rzeczą, która powstrzymywała go od rozpłynięcia się w nicość, gdy Tezeusz spał. Ciemność była zimna i bolesna, a on nie pragnął niczego bardziej niż uścisku matki, który by go ogrzał.
Ale jego matką była Śmiercią i jej kojący uścisk w jego stanie z pewnością zgasi wszelki pozostały ogień. Zamiast tego śpiewała mu bez końca znajome kołysanki, bo tylko w ten sposób mogła pocieszyć syna.
Tezeusz otworzył oczy w otchłani i powoli wstał. Jego palce były niebieskie, a zęby szczękały, a mimo to ogień wciąż płonął na jego plecach, mimo że nie pozostało nic poza tlącym się węglem utraconego snu. Jego koszula zniknęła, a włosy zwisały mu luźno przed oczami, ale nie mógł znaleźć siły woli, aby to naprawić.
Było mu tak zimno. Nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy, że ktoś może poczuć, jak łzy zamarzają mu na policzkach. Zimy w wieży były gorzkie, to prawda, ale Tezeusz nigdy nie był daleko od kominka.
Nie było tu jednak ciepła, była tylko ciemna i nieskończona próżnia. Nie, to nieprawda... był...
Odwrócił się, żeby spojrzeć na matkę, która pojawiła się niedługo po tym, jak obudził się w ciemności, oderwany od ramion ojca i przerażonych twarzy starszych braci. Kristin spojrzała na niego ze słodko-gorzkim wyrazem twarzy, ale pozostała spokojna, jej ręce były mocno splecione przed nią. Prawie tak, jakby się powstrzymywała.
Zachwiał się lekko w jej stronę, a jego twarz rozpadła się jak piasek, gdy cofnęła się o krok. Jej głos był miękki i poważny dla jego wciąż dzwoniących uszu.
- Przepraszam. Musisz zostać.- To moja decyzja. - argumentował Tezeusz.
- A gdyby był ktoś inny, to by to była jego. - jego matka skrzywiła się. - Ale nie jest. To ty, Tommy. A ja jestem strasznie samolubna. Nie mogę pozwolić, aby mój anioł pogrzebał cię w ziemi, podczas gdy twoi bracia będą płakać u jego stóp. Nie mogłam tego znieść.
- Nie chciałem tego. - zawołał i w ciemności zrobił kolejny krok w jej stronę. - Nigdy o to nie prosiłem.
Kristin cofnęła się, a w jej fiołkowych oczach, które były zbyt daleko, by Tezeusz mógł je zobaczyć, napłynęły łzy.
- Wiem kochanie. Tak mi przykro.Tezeusz zadrżał i wyciągnął do niej rękę.
- Proszę, mamo. To boli. - zauważył przyćmione, złote światło w otchłani i spojrzał w dół, aby zobaczyć, jak jego własne serce bije w piersi. Było popękane i poobijane, ale pomimo uszkodzeń nadal biło. Jego magia nie naprawiła załamania, które czuł, niezależnie od tego, jak bardzo się starał. Potem zdał sobie sprawę, że jego magia w ogóle nic nie robiła. To nie było tak, że ktoś właśnie wyłączył mu moc. Już jej nie czuł. Przynajmniej nie tutaj. Tezeusz miał nadzieję. Zacisnął mocno pięść na piersi, chcąc zachować jedyną pamiątkę swojej wartości, jaka mu pozostała.- Jest tak zimno. Chcę tylko, żeby mnie przytulano. Rozpadam się.
Kristin potrząsnęła głową.
- Jeszcze trochę, Tommy. Nadal masz rolę do odegrania na tym świecie.Tezeusz skrzywił się. Już miał jej powiedzieć, że nie chce być pionkiem w czyjejś zagmatwanej i pokręconej grze, gdy poczuł dłoń obejmującą jego policzek i zakładającą włosy za uszy. Zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, ale zanim Tezeusz zdążył westchnąć, wokół jego dłoni pojawiło się znajome ciepło. Spojrzał w dół i wstrzymał oddech ze zdziwienia, gdy zobaczył stojącego obok niego Wilbura.
CZYTASZ
The Golden Phoenix //PL
FanfictionW jego snach zawsze był jakiś głos. Miękki, melodyjny głos, który śpiewał kołysankę ich matki. Bardziej monotonny, ale równie kochający głos, który obiecał, że pewnego dnia nauczy go walczyć, oczywiście gdy będzie już wystarczająco duży. Kochający g...