8. Czwartego lipca

27 2 54
                                    

- Will, dlaczego mamy zawsze nie ma? - Tezeusz zapytał pewnego dnia. Bliźniacy zamarli i synchronicznie odłożyli swoje zajęcia na ten dzień, aby spojrzeć na swojego prawie pięcioletniego brata.

Cała trójka siedziała obecnie w bibliotece. Techno i Wilbur siedzieli przy stole najbliżej kominka, podczas gdy Tezeusz leżał na podłodze obok nich i bawił się swoimi zabawkami. Mówiąc, blondyn bawił się łańcuszkiem swojego naszyjnika.
- Czy doprowadzamy ją do szału?

Oczy Wilbura rozszerzyły się i potknął się wstając z krzesła na podłogę, a Techno podążał tuż za nim.
- Nie, Tezeuszu, nie. Mama bardzo nas kocha, wiesz o tym.

Podbródek Tezeusza zadrżał i zmarszczył twarz. Rękawem koszuli wytarł łzy z oczu.

- Mama nie jest jak większość ludzi, Tezeuszu. Jest wyjątkowa. - wyjaśnił Techno i pociągnął chłopca na kolana. Tezeusz narzekał przez chwilę, zanim w końcu ustąpił i usiadł w ramionach brata.

- Ma bardzo ważną pracę i dlatego może widywać się z nami tylko raz w tygodniu. - dodał Wilbur.

- Co jest ważniejsze od nas? - Tezeusz kłócił się, a bliźniacy spojrzeli po sobie nerwowo. W końcu Wilbur wzruszył ramionami i znacząco spojrzał na Tezeusza.

Tezeusz nienawidził, gdy tak robili. Jak można prowadzić rozmowę bez mówienia? Miało to dla niego niewiele sensu.

- Tezeuszu, czy wiesz, dlaczego Wilbur i ja mamy białe pasma we włosach? - zapytał Techno i oparł brodę na Tezeuszu.

Blondyn potrząsnął głową.

- Nasza mama jest wyjątkową osobą. Ona i tata są tu już od naprawdę długiego czasu. Kiedy Techno i ja byliśmy mali, bardzo, bardzo zachorowaliśmy. Tak rozchorowaliśmy, że... umarliśmy. - Wilbur skrzywił się na to słowo i uważnie przyjrzał się reakcji brata.

Jedyne, co osiągnął, to zamieszanie.

- Ale martwi ludzie nie wracają? Jak mogliście umrzeć, skoro tu jesteście?

- To dlatego, że mama nas sprowadziła z powrotem, Tezeuszu. Nasza matka jest Boginią Śmierci.

- Ja nie... nie rozumiem. - Tezeusz wyglądał teraz na zrozpaczonego i Wilbur przygryzł wnętrze policzka, szukając jakiejkolwiek odpowiedzi, którą czterolatek mógłby zrozumieć. Na szczęście Techno odpowiedział za niego,

- Kiedy mamy nie ma, dzieje się tak dlatego, że pracuje. Jej zadaniem jest między innymi prowadzenie ludzi, którzy umierają do życia pozagrobowego. Kiedy Wilbur i ja umarliśmy, ona nas zobaczyła. Zobaczyła nas i przyprowadziła z powrotem do Phila.

- Czy ja też umarłem? - zapytał Tezeusz, a Wilbur uśmiechnął się, potrząsając głową.

- Nie, Tezeuszu, nie umarłeś. Byłeś prezentem. Nie wiemy dokładnie, jak mama cię dostała i jak zostałeś stworzony, ale byłeś darem. Wierzę, że pewnego dnia będziesz pierwszym z nas, który poleci.

- Nie bądź głupi, Wilby. Nie mogę latać. Nie mam nawet oznaczeń! - Tezeusz przewrócił oczami, zapominając o swoim wcześniejszym zmartwieniu.

- To prawda, ale myślę, że je dostaniesz. - Wilbur patrzy łagodnie i delikatnie sięga po wisiorek Tezeusza. Poluzowuje nieco łańcuszek i pozwala szmaragdowi zwisać przed twarzą chłopca. - To było z tobą w dniu, w którym przybyłeś, stąd wiem.

- Nie masz sensu. - Tezeusz żartobliwie odepchnął chłopca, na co Wilbur zareagował, chwytając dziecko za kostkę i unosząc je w powietrze.

- Postaw mnie! Ugryzę cię, suko! - Tezeusz pisnął przez śmiech.

The Golden Phoenix //PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz