Tubbo dotknął rękawiczką gładkiej i błyszczącej metalowej krawędzi kompasu. Westchnął, gdy zobaczył kępę brązowych włosów i zmęczone oczy wpatrujące się w niego w odbiciu. Tubbo pozwolił kompasowi stuknąć o stół i ukrył twarz w ramionach.
Kompasy były gotowe. Zostały ukończone już od wczoraj. Nie miał powodu, żeby nadal tu przebywać. Mógł wpatrywać się w kompas Tezeusza, ile chciał, ale nie byłoby lepiej. Nie miał powodu, żeby nie być u boku Tezeusza.
Poza tym był tchórzem.
Pukanie do drzwi sprawiło, że podskoczył. Odwrócił się, gdy głos jego ojca zawołał:
- Otwórz, dzieciaku. Musisz coś zjeść, i tak jesteś już wystarczająco karłowaty.- Nie jestem głodny. - odpowiedział Tubo. Usłyszał, jak Schlatt wzdycha z irytacją. Nie mógł powiedzieć, że go winił, Tubbo nigdy nie należał do osób, które ułatwiają wszystko. Dlaczego powinien? Dlaczego miałby być kimś innym niż kompletnym wrzodem na tyłku?
- Tubbo. Drzwi. Teraz. - rozkazał Schlatt surowo, ale nie chłodno, nigdy chłodno. Jak Tubbo pragnął właśnie tego, gdy jego ojciec zbeształby go z prawdziwą złością. Chciał powodu, żeby nakrzyczeć na ojca, ale go nie miał. To było irytujące. Tubbo jęknął w swoje ramiona, zmuszając swoje kończyny do działania.
- Po prostu pozwól mi już zgnić na podłodze. Nie wyjdę tam.
- Tobias Underscore. - ostrzegł go ojciec. Cholera... Tylko nie formalne imię.
Tubbo warknął:
- Kurwa... w porządku. W porządku! - szybko odpiął rygiel i otworzył drzwi, rzucając gniewne spojrzenie. - Widzisz? Żyję. Szczęśliwy?- Dość. - syknął Schlatt i chwycił syna za ramię, wciągając go do pokoju. Ojciec zatrzymał się i puścił go, gdy ten rozejrzał się po bałaganie. Westchnął, a następnie odwrócił się do chłopca, który teraz nie chciał spojrzeć mu w oczy. Westchnął i uszczypnął nasadę nosa. - To musi się skończyć, Tubbo. Nie możesz się tu ukrywać i pozwalać sobie na niszczenie. Na początku myślałem, że otrząśniesz się z tego za dzień lub dwa, ale teraz jest dla mnie oczywiste, że tak się nie stanie. Nie śpisz. Prawie nie jesz. Nie zobaczysz nikogo innego poza mną i to na siłę. Nawet Ranboo nie wpuścisz!
- Nie powinni się tak martwić. Nic mi nie jest. Potrzebuję tylko czasu. - odpowiedział Tubbo, przewracając oczami.
- To nie jest zdrowe. Przerażasz ich. Przerażasz mnie. A co się stanie, gdy Tommy nieuchronnie cię dopadnie, bo nie chcesz do niego pójść? Jego też odprawisz?
Głowa Tubbo wystrzeliła w górę.
- Nie! Oczywiście nie!- To dlaczego do niego nie pójdziesz?
- To nie ma, kurwa, znaczenia... - Tubbo przepchnął się obok niego, aby podejść do biurka, ale ojciec chwycił go za ramię.
- Tak, ma! - upierał się Schlatt.
- Do cholery, po prostu to zostaw!
- Nie, nie zrobię tego. Powiedz mi.
- Boję się, ok? - Tubbo wrzasnął, naciskając pierś ojca, próbując go odepchnąć. Nie za bardzo mu się to udało. Objął się ramionami. - Boję się, bo wiem, co się stanie, kiedy go zobaczę. Spojrzy na mnie tymi wielkimi, zranionymi niebieskimi oczami i wybaczy mi. A ja nie chcę, żeby to zrobił.
- Tubbo... myślałem, że już to omawialiśmy...
- Nie! Przeszedłeś przez to! - Tubbo oskarżył, wskazując na niego palcem. - Jedyne, co zrobiłem, to pozwoliłem ci się pocieszyć, ponieważ odczuwałem ból i szok. Nigdy się z tobą nie zgadzałem. Nie mogę.
CZYTASZ
The Golden Phoenix //PL
Hayran KurguW jego snach zawsze był jakiś głos. Miękki, melodyjny głos, który śpiewał kołysankę ich matki. Bardziej monotonny, ale równie kochający głos, który obiecał, że pewnego dnia nauczy go walczyć, oczywiście gdy będzie już wystarczająco duży. Kochający g...