31. Moje kroki na ziemi

32 1 26
                                    

Tubbo dotknął rękawiczką gładkiej i błyszczącej metalowej krawędzi kompasu. Westchnął, gdy zobaczył kępę brązowych włosów i zmęczone oczy wpatrujące się w niego w odbiciu. Tubbo pozwolił kompasowi stuknąć o stół i ukrył twarz w ramionach.

Kompasy były gotowe. Zostały ukończone już od wczoraj. Nie miał powodu, żeby nadal tu przebywać. Mógł wpatrywać się w kompas Tezeusza, ile chciał, ale nie byłoby lepiej. Nie miał powodu, żeby nie być u boku Tezeusza.

Poza tym był tchórzem.

Pukanie do drzwi sprawiło, że podskoczył. Odwrócił się, gdy głos jego ojca zawołał:
- Otwórz, dzieciaku. Musisz coś zjeść, i tak jesteś już wystarczająco karłowaty.

- Nie jestem głodny. - odpowiedział Tubo. Usłyszał, jak Schlatt wzdycha z irytacją. Nie mógł powiedzieć, że go winił, Tubbo nigdy nie należał do osób, które ułatwiają wszystko. Dlaczego powinien? Dlaczego miałby być kimś innym niż kompletnym wrzodem na tyłku?

- Tubbo. Drzwi. Teraz. - rozkazał Schlatt surowo, ale nie chłodno, nigdy chłodno. Jak Tubbo pragnął właśnie tego, gdy jego ojciec zbeształby go z prawdziwą złością. Chciał powodu, żeby nakrzyczeć na ojca, ale go nie miał. To było irytujące. Tubbo jęknął w swoje ramiona, zmuszając swoje kończyny do działania.

- Po prostu pozwól mi już zgnić na podłodze. Nie wyjdę tam.

- Tobias Underscore. - ostrzegł go ojciec. Cholera... Tylko nie formalne imię.

Tubbo warknął:
- Kurwa... w porządku. W porządku! - szybko odpiął rygiel i otworzył drzwi, rzucając gniewne spojrzenie. - Widzisz? Żyję. Szczęśliwy?

- Dość. - syknął Schlatt i chwycił syna za ramię, wciągając go do pokoju. Ojciec zatrzymał się i puścił go, gdy ten rozejrzał się po bałaganie. Westchnął, a następnie odwrócił się do chłopca, który teraz nie chciał spojrzeć mu w oczy. Westchnął i uszczypnął nasadę nosa. - To musi się skończyć, Tubbo. Nie możesz się tu ukrywać i pozwalać sobie na niszczenie. Na początku myślałem, że otrząśniesz się z tego za dzień lub dwa, ale teraz jest dla mnie oczywiste, że tak się nie stanie. Nie śpisz. Prawie nie jesz. Nie zobaczysz nikogo innego poza mną i to na siłę. Nawet Ranboo nie wpuścisz!

- Nie powinni się tak martwić. Nic mi nie jest. Potrzebuję tylko czasu. - odpowiedział Tubbo, przewracając oczami.

- To nie jest zdrowe. Przerażasz ich. Przerażasz mnie. A co się stanie, gdy Tommy nieuchronnie cię dopadnie, bo nie chcesz do niego pójść? Jego też odprawisz?

Głowa Tubbo wystrzeliła w górę.
- Nie! Oczywiście nie!

- To dlaczego do niego nie pójdziesz?

- To nie ma, kurwa, znaczenia... - Tubbo przepchnął się obok niego, aby podejść do biurka, ale ojciec chwycił go za ramię.

- Tak, ma! - upierał się Schlatt.

- Do cholery, po prostu to zostaw!

- Nie, nie zrobię tego. Powiedz mi.

- Boję się, ok? - Tubbo wrzasnął, naciskając pierś ojca, próbując go odepchnąć. Nie za bardzo mu się to udało. Objął się ramionami. - Boję się, bo wiem, co się stanie, kiedy go zobaczę. Spojrzy na mnie tymi wielkimi, zranionymi niebieskimi oczami i wybaczy mi. A ja nie chcę, żeby to zrobił.

- Tubbo... myślałem, że już to omawialiśmy...

- Nie! Przeszedłeś przez to! - Tubbo oskarżył, wskazując na niego palcem. - Jedyne, co zrobiłem, to pozwoliłem ci się pocieszyć, ponieważ odczuwałem ból i szok. Nigdy się z tobą nie zgadzałem. Nie mogę.

The Golden Phoenix //PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz