4. Logan

494 30 10
                                    

To przedłużające się oczekiwanie powoli mnie wykańczało. W trawniku przed szpitalem wydeptałem już sporą ścieżkę do nikąd. Cały czas kręciłem się na nim w kółko. Za nic nie mogłem zmusić się aby zajrzeć do swojego domu. Tam wszystko przypominało mi o niej. Dzięki informacjom od Bena ponownie odzyskałem nadzieję na odnalezienie mojej Emily. Musiałem jedynie przeczekać w tym miejscu, do momentu, gdy ten milczący przedmiot w mojej dłoni w końcu zacznie dzwonić.

- Kurwa! Ile można namierzać jeden mały nadajnik ?! - mój wilk wtórował mi w głowie swym rozpaczliwym wyciem.

Niestety nie byłem w stanie mu pomóc, zresztą sobie również nie mogłem. Trwaliśmy oboje, w tym strasznym zawieszeniu. Moja i jego bezsilność niszczyła nas od środka. Nie do tego nasze dotychczasowe życie nas przyzwyczaiło. Od zawsze, to ja lub on mieliśmy kontrolę nad wszystkim i wszystkimi.
Odkąd poznałem tą kobietę, wszystko się jednak zmieniło. Na nic, co było związane z nią, nie miałem już wpływu.
Właśnie mijała godzina od momentu, w którym kontaktowałem się z Bobem. Lada chwila spodziewałem się konkretnych informacji od przyjaciela. Wtedy nareszcie będę mógł zacząć działać. Będę miał jakiś punkt zaczepienia i ponownie z nadzieją ruszę do przodu.

- Logan spokojnie, chłopaki na pewno robią wszystko co w ich mocy - Rick od pewnego już czasu starał się mnie uspokoić. Czujnie śledził każdy mój ruch, tak jakby chciał mnie uchronić przed samym sobą.

Kolejny raz popatrzyłem krzywo na swojego przyjaciela. Zagryzłem mocniej zęby, które prawdopodobnie lada moment stracę z powodu szczękościsku.
Wolałem nie wdawać się z nim w zbędną dyskusję, która najprawdopodobniej zakończyłaby się naszą bójką. Ta krótka chwila zapomnienia w niczym by mi nie pomogła. Zmarnowałbym jedynie troszkę energii, przecież to nie on był mym celem. Całą siłę wolałem zachować na zemstę. Na zemstę na mym prawdziwym wrogu, a nie na przyjacielu. Zawarczałem i kolejny raz z rzędu, starałem się go ignorować.

Po jakiś dziesięciu minutach mój telefon w końcu zaczął zadzwonił.
- Co tak długo ? - wręcz ze zwierzęcym gniewem odezwałem się do słuchawki. Musiałem włożyć dużo siły w opanowanie nadszarpniętych do granicy wytrzymałości nerwów. Starałem się nie zmiażdżyć w pył swojego aparatu telefonicznego. Potrzebowałem koniecznie rozluźnić dłoń i z tego powodu włączyłem głośnik w telefonie.

- Logan trzy razy sprawdzaliśmy sygnał. Ta trasa nie ma najmniejszego sensu. Z zapisów wynika, że jej nadajnik jest w Meksyku. Wczoraj przekroczyli granicę i zmierzają w kierunku Zatoki. Meksykańskiej. Cały czas są w drodze. Nie zatrzymują się nigdzie na dłużej. Ich sygnał od czasu, do czasu zanika, ale na szczęście opanowaliśmy sytuację. Wzmocniliśmy go i teraz cały czas monitorujemy ich trasę.

- Kurwa, jak do tego doszło. W jaki sposób ominęli wszystkie nasze patrole. Tooo... to wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, będziemy zmuszeni działać delikatniej i co jest najgorsze, wolniej! - wzięłam krótki wdech.
- Dobra Bob, w tej sytuacji wiesz co robić ? -mówiłem przez zaciśnięte zęby.

- Wiem i wszystko już organizujemy. Na jutro będziemy gotowi. Czekamy tu na was.

- Ok. - przeniosłem swoje spojrzenie na Ricka i wyłączyłem telefon.

Bob nie potrzebował już żadnych dodatkowych instrukcji. Doskonale znał się na swojej robocie.

- Logan w tej sytuacji jadę z wami. W jaki sposób wampiry wkroczyły na te tereny? - Rick lekko pobladł, w jego głosie wyczuwałem złość.
- Tam jest moja rodzina. To jakiś obłęd. Myślałem, że w Meksyku będą bezpieczni.

- Wiem Rick, zanim wyjedziemy uruchom swoje kontakty. Trzeba ich wszystkich powiadomić. Niech zaczną działać, może coś odkryją. To wszystko należy jak najszybciej sprawdzić i wyjaśnić. Tu już nie chodzi jedynie o Emily. Wszystko spieprzyło się jeszcze bardziej.

Pierwszy (TOM 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz