Spoglądałam właśnie na Toda. Był nad wyraz poważny i powściągliwy. Sprawiał wrażenie, że od dłuższego czasu nie jest w pełni sobą. Nie wyczuwałam w nim tej lekkości, w sposobie bycia, którą miała reszta znanych mi zmiennych.
W tej chwili był wyraźnie pochłonięty przez kotłujące się w jego głowie myśli. Ewidentnie toczył jakąś wewnętrzną walkę i najwyraźniej ponownie ją przegrywał. W jego oczach widziałam jedynie ciemną i gęstą nicość, jakby wszelka nadzieja w nim już dawno zgasła. Wyglądał jakby już dawno stracił chęć do życia. Głęboką czerń noszonych przez niego ubrań doskonale współgrała z jego sposobem bycia, nastrojem i ze zmęczeniem jakie odnajdywałam w jego oczach. Mężczyzna przede mną wyglądał jakby bez przerwy odczuwał jedynie wycieńczający i długotrwały ból. Byłam ciekawa jaka kryła się za tym historia. Zastanawiałam się również jak mogłabym mu pomóc.Po moim zapewnieniu iż z chęcią z nim porozmawiam nadal milczał. Miał zaciśnięte usta i pomimo gęstej brody widziałam jak jego szczęka boleśnie się zaciska. Nadal siedział na swoim miejscu. Nie odszedł, więc cierpliwie czekałam jak do mnie przemówi. Zanim to nastąpiło upłynęło jeszcze sporo czasu. Nad naszymi głowami, już od jakiegoś czasu wesoło migotało rozgwieżdżone niebo. Byłam świadoma, że ta przedłużająca się chwila milczenia jest mu potrzebna. Nie mogłam na niego naciskać, mogłam jedynie być przy nim.
Za jego milczeniem i zachowaniem musiała kryć się jakaś straszna tragedia. To on, sam, musiał chcieć opowiedzieć mi swoją historię.- Jak ... jak byłem mały to wraz z Bobem często... - zrobił małą pauzę, jego głos był zachrypnięty po długim milczeniu i ledwo słyszalny.
- ... często robiliśmy sobie dłuższe wypady. Przez kilka miesięcy potrafiliśmy wałęsać się bez celu po lasach. W tamtym okresie często oddalaliśmy się od znanych nam terenów. Żyliśmy jak pół dzikie istoty, byliśmy w ciągłym ruchu. To była... chyba, taka nasza mała forma buntu. Dobrze wiedzieliśmy czego, od nas oczekiwano i co, na nas czekało w niedalekiej przyszłości. W tamtym momencie pragnęliśmy jedynie postępować jakbyśmy nie mieli ograniczeń, jakbyśmy byli wolni i bez zobowiązań - ponownie między nami zapanowała cisza. Tod wspominając te chwile miał lekki półuśmiech na twarzy.Również i ja uśmiechnęłam się do niego. Przez chwilę widziałam w nim tą małą, zagubioną iskrę życia.
- Wyobrażam to sobie i wcale mnie to nie dziwi. To musiał być wspaniały okres w waszym życiu, taki pełen wolności i swobody. Na pierwszy rzut oka widać, że dużo was łączy z pierwotną naturą. Wy wszyscy, macie w sobie coś ... coś dzikiego i niedającego się poskromić ?
Na znak, że zgadza się za mną kiwnął delikatnie głową. Między nami zapanowała ponownie cisza. Po głębokich i oczyszczających oddechach zaczął do mnie mówić. Jego tętno wyraźnie przyspieszyło.
- Tamtego lata oboje mieliśmy po dziesięć lat. Jak zwykle, o tej porze roku, wałęsaliśmy się po lasach. Minęły już chyba ze dwa miesiące, nie pamiętam dokładnie. Zresztą to nie ma teraz znaczenia. Powoli zbliżała się jesień i wspólnie z Bobem stwierdziliśmy, że jest to najwyższy czas aby powrócić do domu. Inaczej, nasi rodzice nie daliby nam żyć przez całą zimę- ponownie na mnie spojrzał.
- Nawet jako dziesięciolatki mieliśmy już sporo obowiązków. Od urodzenia było wiadomo jakie będziemy mieć pozycje w stadzie. Tego dnia ostatni raz polowaliśmy osobno. To była taka nasza tradycja i forma pożegnania się z wolnością. Mniejsza z tym, chodzi mi o to, żeee... - odrząknął.
- Wracałem właśnie do naszego tymczasowego obozowiska, kiedy usłyszałem przeszywający ryk rozwścieczonego niedźwiedzia. Zaraz po nim nastąpiło ledwo słyszalne, krótki wołania o pomoc. Bez zbędnej zwłoki, pobiegłem w tamtym kierunku - głośno przełknął ślinę.
- To, co ujrzałem na tej małej, zarośniętej polanie było wstrząsające. Młoda, rozwścieczona niedźwiedzica, przez całą długość łąki, rzucała jakimś małym, zakrwawionym ciałem. Było widać, że to zwierzę zabawia się tak, od dłuższego już czasu. Prawie wszystkie suche źdźbła traw były pokryte zaschniętymi kroplami krwi. To dziecko było w strzępach. Nie wiem jak znalazło jeszcze siłę aby wołać o pomoc. Widok tego bezwładnego ciała lecącego w powietrzu był dla mnie impulsem. Nawet, nie zastanawiałem się w obronie kogo staję. Momentalnie ruszyłam do ataku - jego głos się załamał i zacisnął dłonie w pięści, a jego zęby zazgrzytał.
CZYTASZ
Pierwszy (TOM 2)
Подростковая литератураW tomie 1 pt. „Pierwsza" poznajemy historię wampira i zmiennego. Przez odmienność tych dwóch ras pragnę dodać do mojej historii odrobinę magii i tajemniczości. Nieoczekiwanie życie Emily i Logana krzyżuje się i jedno z nich zmuszone jest do wa...