W tomie 1 pt. „Pierwsza" poznajemy historię wampira i zmiennego. Przez odmienność tych dwóch ras pragnę dodać do mojej historii odrobinę magii i tajemniczości.
Nieoczekiwanie życie Emily i Logana krzyżuje się i jedno z nich zmuszone jest do wa...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Po wykonaniu kilku, drobnych kroków stanęłam na skraju polany. Przez krótki moment, zastanawiałam się co powinnam dalej zrobić. Logan, zapewne wścieknie się na mnie, jednak doskonale wiedziałam, że nie mam innego wyjścia. Musiałam złamać dane mu wcześniej słowo. Nie byłam w stanie, pozostawić tu Toda samego. Musiałam, za wszelką cenę, spróbować do niego dotrzeć. Teraz albo nigdy, kolejna okazja może się już nie powtórzyć. Czułam, że ten biedak, nie był już na krawędzi swojego piekła. On, wpadał właśnie w jego najczarniejszą otchłań i zaraz, roztrzaska się o jego dno. To była właśnie ta chwila, w której musiałam spróbować ustrzec go przed definitywnym końcem. Z miejsca, w którym stałam, widziałam jego pochyloną do przodu sylwetkę. W dalszym ciągu się nie poruszał. Zastygł niczym posąg. Od kilku minut, obserwowałam go z pewnej odległości. Przez cały ten czas, chyba nawet, nie oddychał. Mając na uwadze przestrogi Logana, zanim zrobię kolejny krok do przodu, postanowiłam się do niego odezwać. Nie chciałam dodatkowo stresować go, swoją niezapowiedzianą obecnością. Pomimo szalejącego deszczu, mój cichy głos boleśnie kaleczył bębenki w mych uszach. Byłam intruzem wkraczającym w jego, zastygłą, przestrzeń pełną cierpienia. W tej chwili wydawało mi się, że przeraźliwie krzyczę. Niestety, musiałam się jakoś zabezpieczyć. Nie wiedziałam w jakim stanie jest Tod i co może, mi lub nawet sobie zrobić.
- Tod, to ja Emily. Za moment do ciebie podejdę, dobrze? – po tych słowach nie doczekałam się z jego strony żadnej reakcji. Po pierwszym kroku, dodałam. - Skarbie, nic ci nie zrobię. Wszystko będzie dobrze, razem... razem damy sobie z tym radę, zobaczysz - wszystkie te słowa wypowiadałam bardzo powoli i spokojnie.
Mężczyzna nadal się nie poruszył. Wolnym krokiem, idąc w jego stronę po łagodnym łuku, powoli zaczęłam się do niego zbliżać. Nie chciałam, aby poczuł z mojej strony jakiekolwiek zagrożenie. Dlatego, starałam się, aby przez cały ten czas czuł się bezpiecznie. Z tego powodu, nie mogłam podejść do niego za szybko lub od tyłu. Tod w dalszym ciągu nie zmieniał swojej pozycji. Nie zauważał mnie.
Wiatr i deszcz przybrały na sile. Słyszałam jak drzewa zaczynają uginać się pod naporem niszczycielskiej siły natury. Deszcz padał tak intensywnie, że nie mogłam dojrzeć krańca tej przeklętej polany. Matka natura postawiła wokół nas niszczycielską zaporę, oddzielającą nas od reszty świata. Byliśmy sami, na tym przeklętym skrawku świata. W końcu, stanęłam kilka kroków przed Todem. Wyglądały okropnie, jego ciało było sine. Jakby całe ciepło zostało mu odebrane przez ten nieposkromiony deszcz. Od czasu do czasu płytko oddychał, a jego głowa i ramiona zwisały bezwładnie. Gdy go zobaczyłam momentalnie padłam przed nim na kolana. Przez moje ściśnięte, na jego widok, gardło przedarło się tylko jedno słowo.
- Toood.
Nie wiem jak długo wpatrywałam się w jego udręczone ciało. Wyglądał koszmarnie. Miał mocno zaciśnięte oczy, a na jego twarzy malował się koszmarny ból. Całe jego ciało było spięte. Miałam pustkę w głowie. Kompletnie nie wiedziałam jak mu pomóc, jak do niego dotrzeć..