10. Emily

356 21 2
                                    

Przez całą naszą podróż, praktycznie bez przerwy byliśmy w drodze, jedynie dla Nicka robiliśmy sporadyczne i krótkie wyjątki. Spieszyliśmy się, aby w jak najszybszym czasie dojechać do granicy. Każdy z nas był świadomy, że ścigamy się z szybko upływającym czasem. W każdej chwili Rafael mógł domyślić się dokąd zmierzamy. W takim przypadku na pewno dotarłby do swojej matki przed nami. Nie mogliśmy do tego dopuścić, dlatego musieliśmy dać z siebie wszystko.
Nie chciałam psuć nastrojów chłopakom dlatego nic im nie mówiłam, ale wciąż na nowo atakowała mnie nieznośna myśl, że wplątaliśmy się w kolejny plan króla wampirów. Obawiałam się, że Nick prowadzi nas wprost w doskonale obmyśloną przez Rafaela pułapkę.
Ben, pomimo walki z czasem i panujących w ekipie nienajlepszych nastrojów, wydawał się wręcz zadowolony z podróży. Wciąż powtarzał nam, że jego marzeniem jest to, aby móc dłużej cieszyć się jazdą tym małym, wymuskanym przez niego autkiem. Niestety, nie wiem czemu, ale czerpał olbrzymią radość z podróżowania tym blaszanym pojazdem. Przez cały czas opowiadał mi o różnych drobnych elementach, które skrywały się gdzieś tam, we wnętrzu jego zabawki. Dodatkowo skrupulatnie planował co, po powrocie do domu jeszcze w nim poprawi. Słuchając go, pocieszałam się tym, że za moment, cała ta nużąca mnie podróż nareszcie się skończy. Wielkim plusem, który działał na mnie wręcz kojąco, była świadomość, że przez dłuższy czas nie wsiądziemy do żadnego podobnego mechanicznego pojazdu. Za moment wyruszymy na tereny wampirów, a tam będziemy zdani wyłącznie na własne nogi.
Po dwóch dniach podróży, chłopaki nareszcie zaczęli rozpoznawać znane im okolice. To był wyraźny znak, że już prawie dojechaliśmy do głównego obozowiska. Wszyscy momentalnie się ożywiliśmy, jakby weszła w nas nowa siła.
Kiedy dotarliśmy do celu, od razu zauważyliśmy kroczącego w naszą stronę Boba. Mężczyzna wyraźnie oczekiwał naszego przybycia już od jakiegoś czasu. Najwidoczniej, patrole poruszające się w terenie dały mu znać, że jesteśmy blisko.

Spoglądałam teraz na Alfę sąsiedniej watahy. To z nim Logan, na przemian, dzielił się obowiązkami związanymi z obroną ludzi przed nami, czyli wampirami. Ich watahy od zawsze, bez względu na cenę, wspierały się nawzajem.
Masywna, niedźwiedzia sylwetka Boba, wyraźnie odznaczała się na tle lasu.

- Loganik!- zaryczał głośno ów mężczyzna, a spłoszone z pobliskich drzew ptaki poderwały się do nerwowego lotu.

- Ty się chyba nigdy nie zmienisz, co chłopie? - mój Alfa odkrzyknął przyjacielowi.
- Dorośnij w końcu Bobik ! - najwyraźniej oboje prowadzili małą, ale nie groźną, potyczkę na zdrobnienia. Pomimo to, na twarzy Logana pojawił się szeroki i szczery uśmiech. Widać było, że obaj mężczyźni darzą się olbrzymim szacunkiem. Podobnie jak za pierwszym razem, kiedy ich ostatnio widziałam, podeszli do siebie i powitali się w serdecznym i mocnym uścisku.

- Widzę, że odnalazłeś swoją małą uciekinierkę - Bob popatrzył teraz na mnie. Jego oczy rozświetliły się radośnie. Z niegasnącym wciąż uśmiechem zbliżył się w moją stroną.
- Dzień dobry pięknooka - zamruczał swoim basem. Widząc jak instynktownie cofnęłam się o krok, powiedział.
- Nie musisz się mnie obawiać jestem zupełnie niegroźny - i mrugnął do mnie okiem.
- Z tobą, to nasz Loganik nie będzie się nudził, co pięknooka ? Chodź tu, ty krucha istoto i porządnie się ze mną przywitaj!

Nie czekając na moją reakcję, momentalnie zamknął mnie w swym stalowym i szczelnym uścisku.

- Dziewczyno pachniesz jak łąka pełna fiołków. Ten tu, ma niezłego farta, że spotkał cię jako pierwszy - w jego głosie było słychać szczerość.

- Booob - tuż za plecami wielkoluda, lekko warcząc, odezwał się mój wyraźnie zazdrosny Alfa.

- Mi również, bardzo miło cię widzieć, Bob - mój głos był mocno wyciszony z powodu jego olbrzymich mięśnie. Oboje nie zwracaliśmy uwagi na stojącego obok nas Logana. Doskonale wiedziałam, że ci dwaj jedynie się ze sobą droczą.

Pierwszy (TOM 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz