Rozdział 20 : Mandala

398 23 0
                                    

Nie była do końca pewna, jak to się stało, ale w poniedziałek rano Hermiona znalazła się w parze z Draco na zajęciach z zielarstwa. Czuli się niezręcznie w stosunku do siebie, szczególnie w klasie, gdzie było wokół nich wiele czujnych par oczu. Chociaż mogła być zainteresowana rozmową z nim na temat ich nadchodzącego eksperymentu z mandalą, ich pseudo–argument z soboty wydawał się zawieszony nad ich głowami, uniemożliwiając jej podjęcie decyzji o rzuceniu Muffliato i rozpoczęciu tematu. W każdym razie oboje zdawali się zgadzać, że rozsypanie dużych ilości księżycowego łajna na długich grządkach chińskiej kapusty nie było dobrym początkiem rozmowy. Była to niezwykle śmierdząca praca i lepiej było trzymać gębę na kłódkę. Istniało również dodatkowe niebezpieczeństwo, że jedna z kapust przylgnie do ramienia, jeśli nie będziesz zwracać wystarczającej uwagi.

W przeszłości Hermiona spodziewałaby się, że Malfoy będzie głośno narzekał na tego rodzaju obowiązki, uznając to za poniżej jego godności i udając chorobę, aby uzyskać możliwość pójścia do Skrzydła Szpitalnego. Zamiast tego jedyne słowa, jakie do niej powiedział, brzmiały:

– Podaj konewkę, Granger.

Kiedy skończyli zajęcia i zrobili sobie przerwę na lunch, Harry i Ron dołączyli do niej w drodze powrotnej do zamku. Ron rzucił pod adresem Malfoya mnóstwo przekleństw.

Nawet Harry wyglądał na współczującego.

– Przykro mi, że musiałaś z nim pracować.

– Naprawdę – upierała się – nie był taki zły.

Nie miała zamiaru przyznać się, że kilka razy całowała Dracona... i z pewnością nie miała zamiaru wspominać, że ją pociągał. Ale też nie musiała wysłuchiwać obelg pod jego adresem.

***

Tydzień minął powoli. Każda lekcja Hermiony zdawała się ciągnąć dwa razy dłużej niż poprzednia. Zanim nastał czwartkowy wieczór (to prawie już!), jak zwykle spotkała Draco przy wejściu do Pokoju Wspólnego, nie spodziewając się, że dzisiejszy wieczór będzie się czymkolwiek różnił od poniedziałkowego patrolu. Nie rozmawiali o wpadce Theo, starych uprzedzeniach Draco ani o gniewie Hermiony. Zamiast tego żartowali ze sobą, jakby nic się nie wydarzyło, a ona odkryła, że podobał jej się żartobliwy nurt, który był teraz obecny w ich przekomarzaniu się.

Zeszli z Wieży Ravenclawu, Krzywołap jak zwykle wiernie podążał za nimi. Na zewnątrz zachodziło słońce, co sprawiało, że witraże znajdujące się na ścianach wyglądały jak najlepiej, rzucając na nich plamy opalizującego światła. Kiedy dotarli na dół kręconych schodów, Hermiona odwróciła się, by zapytać Draco, w jakim kierunku chce podążać, kiedy chwycił jej twarz obiema rękami i złożył mocny pocałunek na jej ustach.

– Jesteśmy na środku korytarza! – zaprotestowała po uwolnieniu, a jej oczy szalały, gdy szukała świadków.

– Nikogo tu nie ma – zauważył – a chciałem to zrobić przez cały tydzień.

Poczuła, że się rumieni.

– Och. Jasne. Eee... dzięki?

Zaśmiał się, widząc jej zawstydzenie.

– Idźmy w tę stronę.

Tym razem ruszyli korytarzem piątego piętra, obok łazienki prefektów. Technicznie rzecz biorąc, nie było to częścią ich rotacji, ponieważ Gryfoni patrolowali dziś wieczorem górne piętra, ale oznaczało to, że musieli pokonać długą drogę wokół zamku, co pozwoliło im mieć oko na ukryty pokój Ravenclawu. Tak naprawdę nie spodziewali się, że znajdą go po miesiącu bezskutecznych poszukiwań, ale nie powstrzymało ich to od prób.

[T] The Eagle's Nest [PL] //DRAMIONE by HeartOfAspenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz