Rozdział 12: Nowe shipy

50 4 10
                                    

*Pov.Parker*

- Co?! I wy mi dopiero teraz mówicie, że jakiś wariat z bronią mnie śledził?! - krzyknąłem.

- To niby ty masz pajęczy zmysł! - obronił się Hawkeye.

- Byłem bardziej skupiony na tym, że każdy się gapił jak spadam z dachu a później idę jakby nigdy nic chodnikiem - wyjaśniłem - wiesz ile ludzi się na mnie gapiło?! To było okropne!

- Jeśli spadłeś z dachu to jakim cudem nic ci nie jest? - zauważył Barton.

- Yym... No jakiś typ mnie złapał, ogólnie cuchnął alkoholem i był zamaskowany ale nie chciało mi się sprawdzać czy nie jest złodziejem - odparłem niechętnie.

- OMG! Nowy ship! Peter x jakiś podejrzany random z ulicy! - ucieszyła się Nat.

- Aha?! Ekstra! Tyle, że nie jestem gejem. No ale w takim razie ja też zatwierdzam nowy ship! Natasha x Clint! - uśmiechnąłem się zwycięsko.

- Pff! Zgoda! - prychnęła Nat ale Clint nie wyglądał na zachwyconego.

- No to co? Jak zawsze trzeba nazwy wymyślić - powiedziałem.

- My z Clintem już nazywamy ciebie pajączkiem, więc tak zostanie - odparła Natasha - Clint będzie łucznikiem bo i tak dużo osób tak na niego mówi, random z ulicy będzie alkoholikiem a ja... Hmm...

- Przypomnę tylko naszą złotą zasadę, że "Nicki można zmieniać, jeżeli wymyśli się lepszy lub sytuacja na to pozwoli" - wtrącił się Hawkeye.

- Sorry Nat ale ja też na razie nie mam pomysłu na nick dla ciebie - mruknąłem.

- Clinta nawet nie pytam - pokręciła głową Nat - żeby było sprawiedliwie to trzeba mi dać jakikolwiek nick. Może być ruda. Później się zmieni.

- Oki - zgodziłem się a Barton zrobił trudną do opisania minę wyrażającą chyba, że się zgadza - dobra to pokażcie mi tego wariata co za mną przylazł.

Clint z Natashą zaprowadzili mnie na dach a stamtąd wskazali na jakiegoś typa w kostiumie co siedział na krawędzi budynku obok i machał nogami.

- Um... Dziwny jakiś... - przyznałem - Serio przylazł tu za mną?

- Mhm, po co mielibyśmy kłamać? - odparł Hawkeye.

- Co z nim robimy? - spytałem.

- My? - zaśmiała się Natasha - Ja się na żaden dach, wspinać nie będę żeby łapać wariata z plecaczkiem w Hello Kitty. Takie akcje to fucha Spider-Mana.

- Jak Nat nie, to ja też nie - powiedział Clint a ja pokręciłem głową.

- Może zaraz sobie pójdzie, z resztą ja muszę coś jeszcze przed tym załatwić - stwierdziłem i pojechałem windą do laboratorium Bruce'a Bannera.

Bruce oczywiście w ciszy robił coś przy jednym z trzech stołów. Tymczasem ja specjalnie, żeby go nie wystraszyć i nie zniszczyć mu wyniku eksperymentu, poczekałem aż odłoży pipetę z substancją na stół po czym podszedłem do niego i się przywitałem.

- O, cześć Peter, nie zauważyłem kiedy wchodziłeś - uśmiechnął się do mnie Banner.

- Wiem - zaśmiałem się - przyszedłem dorobić sobie zapas sieci do wyrzutni bo mi się przed chwilą skończyły - dodałem.

- Jasne - odparł Bruce, poprawiając fartuch laboratoryjny - dwa stoły wolne, dziś pracuję tylko z kwasami, więc nie będę się tam kręcić a składniki wiesz gdzie są.

Gdy skończyłem dorabiać sobie dość spory zapas sieci to pożegnałem się z Brucem i poszedłem do pokoju załadować nowe sieci do wyrzutni. Następnie poszedłem na dach Stark Tower i zobaczyłem, że tamten dziwak nadal siedział na na swoim miejscu tyle, że tym razem szukał czegoś w tym swoim plecaku ze wzorem Hello Kitty.

Tymczasem w Stark Tower | W trakcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz