Rozdział 1: Przypomniał sobie

181 6 11
                                    

[Zanim zaczniemy! PRZECZYTAJ OPIS KSIĄŻKI aby nie nastąpiły jakieś nieporozumienia :) Rozdział 1 to taki bardziej prolog. Wydarzenia rozgrywają się od końcówki filmu "Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz", więc jeżeli znasz ten film na pamięć tak jak ja, to możesz przewinąć do trzeciego rozdziału ale może ominąć cię kilka ważnych zmienionych faktów]

*Pov.Steve*

Złapałem Zimowego Żołnierza za szyję ale ten nadal nie chciał puścić karty i zaczął się szarpać. Rzuciłem nim o podłogę, po czym złapałem go mocno od tyłu i próbowałem wyrwać kartę z ręki nie robiąc mu zbyt wielkiej krzywdy ale ten wciąż nie chciał jej puścić.

- Puść to - powiedziałem wykręcając mu rękę - puść to!

Z przerażeniem usłyszałem dźwięk łamanej kości i krzyk bólu przyjaciela ale ten nadal zaciskał rękę na karcie.

Przewróciłem się na plecy, nadal trzymając w uścisku Bucky'ego i zacząłem go podduszać nie widząc innej opcji, zwłaszcza, że miałem ledwo ponad minutę na wsadzenie karty do urządzenia zanim te się odpali i zabije setki tysięcy osób w kilka sekund.

Bucky w złamanej ręce trzymał kartę a wolną ręką próbował poluźnić mój uścisk na jego szyi co niestety dość mu wychodziło, więc unieruchomiłem nogą jego metalową rękę przez co był już bezbronny.

Chłopak zaczął się przeraźliwie wierzgać w moich objęciach próbując złapać oddech oraz jednocześnie nie puścić karty. Z każdą sekundą wiercił się coraz słabiej aż w końcu przymknął oczy i osunął się bezwładnie na ziemię puszczając przy tym upragnioną kartę.

Mimo wyrzutów sumienia, szybko puściłem go i wstałem z podłogi biorąc kartę.

- Przepraszam... - szepnałem.

Podbiegłem do środkowej części statku, wspinając się do miejsca, gdzie miałem umieścić kartę. Byłem już coraz bliżej ale usłyszałem strzał i poczułem okropny ból w lewym udzie.
Zimowy Żołnierz stał na dole i celował do mnie z pistoletu metalową ręką podczas gdy zwykłą (już teraz złamaną) trzymał podkuloną z bólu.

Starałem się nie zawracać na to uwagi i dotrzeć do wskazanego miejsca ale usłyszałem kolejny strzał i tym razem oberwałem w rękę, na której aktualnie wisiałem, przez co prawie spadłem.
Wspiąłem się na platformę i podajnik kart miałem już na wyciągnięcie ręki.

Usłyszałem w słuchawce głos agentki informujący mnie, że zostało 30 sekund do detonacji. Wyciągnąłem kartę z kieszonki.

Chciałem odpowiedzieć agentce ale nie udało mi się, bo rozległ się kolejny strzał i upadłem z krzykiem na kolana.

Starałem się złapać powietrze ale wcale nie ułatwiała mi tego rana postrzałowa w brzuchu.

Ostatkiem sił, wstałem tyle ile mogłem oraz wyciągnąłem rękę w stronę podajnika kart i w ostatniej sekundzie odliczania wsadziłem kartę w wolne miejsce.
Agentka Hill poinformowała mnie, że udało się i żebym stamtąd uciekał.

- Odpalaj teraz - powiedziałem wiedząc, że już nie ma dla mnie szans.

- Ale Steve... - odparła agentka w słuchwace.

- Zrób to! - krzyknąłem i wstałem z ziemi - Zrób to teraz!

Ta już nic nie powiedziała a dookoła rozległy się strzały i wybuchy przez co znowu upadłem. Statki zaczęły wyniszczać się nawzajem.

Nagle gdzieś z dołu, usłyszałem przeraźliwy wrzask bólu dawnego przyjaciela, więc szybko wychyliłem się za barierkę żeby zobaczyć co się stało.

Bucky leżał przygnieciony i unieruchomiony jakimś ogromnym metalem, który na oko wyglądał jakby ważył co najmniej tonę.

Nie mogłem go tak zostawić... Nawet jak mnie zabije to jednak w głębi duszy wiem, że gdzieś tam jest moim przyjacielem i nie zabiłby mnie celowo. A z resztą i tak zaraz umrzemy...

Ostatkami sił zeskoczyłem z platformy i ruszyłem kulejąc oraz wywracając się po drodze, w stronę Bucky'ego.
Dookoła wszystko się wyniszczało.
Ten spojrzał na mnie z bólem i gdy zobaczył, że się zbliżam to jeszcze bardziej, rozpaczliwie próbował się uwolnić.

Złapałem za metal przygniatający bruneta i z całej siły zacząłem go podnosić a gdy zobaczyłem, że Bucky wypełznął spod metalu to upuściłem go z hukiem.

- Znasz mnie - powiedziałem ciężko dysząc i podnosząc się z ziemi.

- Nie, nie znam! - krzyknął Zimowy Żołnierz jakby starając przekonać samego siebie i rzucił się na mnie znowu nas przewracając.

- Bucky - powiedziałem znowu się podnosząc - znasz mnie całe swoje życie.

Ten na to zamachnął się metalową ręką i przywalił mi nią z całej siły w twarz na co oczywiście znów się przewróciliśmy.

- Nazywasz się James Buchanan Barnes - zacząłem podnosząc się i mając nadzieję, że przyjaciel sobie coś przypomni.

- Zamknij się! - krzyknął Bucky i znowu się na mnie rzucił.

Stęknąłem z bólu. Widziałem, że Bucky też już ledwo żyje ale nie poddawałem się. Ściągnąłem chełm i spojrzałem mu w oczy.

- Nie zamierzam z tobą walczyć - powiedziałem chwiejąc się i zrzucając tarczę w przepaść przez rozbitą szybę - Jesteś moim przyjacielem.

Chłopak zachwiał się i spojrzał na mnie z mordem w oczach. Nagle bez uprzedzenia rzucił się na mnie z krzykiem, przewracając mnie niebezpiecznie blisko przepaści.

- Jesteś moją misją - wydyszał i zaczął uderzać mnie metalową ręką po twarzy - Jesteś - padł cios - moją - kolejny cios - misją!

Nie broniłem się tylko leżałem pod nim przyjmując na siebie jego uderzenia. Żołnierz HYDRY musiał wykonać misję. A tą misją byłem ja...
Niech wykona misję, moje życie na pewno jest mniej warte niż jego.

Oczy już miałem prawie zamknięte a sam w sobie wyglądałem jak trup i Bucky się zawahał.

- Więc ją dokończ - odparłem ostatkiem sił. Bucky siedział na mnie trzymając mnie lekko, złamaną ręką a metalową zatrzymał w powietrzu jakby zastanawiał się czy ma mnie teraz znowu uderzyć czy nie - ponieważ jestem z tobą do końca - dokończyłem patrząc się w oczy przyjaciela.

Ten na te słowa zaczął jakoś inaczej oddychać i otworzył szerzej oczy delikatnie opuszczając metalową rękę i rozchylając bardziej usta.

Po chwili całkowicie opuścił rękę a jego oczy zrobiły się szklane tak jak moje.
Chyba przypomniał sobie kim jestem.

W tym momencie coś wybuchło a podłoga pode mną się zarwała i spadłem w przepaść. Zanim zamknęły mi się oczy, to zobaczyłem, że Bucky łapie się czegoś w statku i na nim utrzymuje patrząc jak spadam.

Teraz już wiedziałem jak czuł się Bucky gdy spadł z pociągu i widział jak patrzyłem za nim nie mogąc mu pomóc.
Różnica polegała tylko na tym, że ja byłem pewny, że Bucky umarł a on przeżył, natomiast Bucky właśnie w tym momencie oglądał moją śmierć.

Poczułem uderzenie i wpadłem pod wodę ale nie miałem siły się nawet poruszyć, nie mówiąc już o wynurzeniu się lub oddychaniu. Zanim straciłem przytomność zobaczyłem tylko jeszcze czyjąś rękę sięgającą po mnie.

Odzyskałem przytomność już na lądzie i z brakiem energii próbowałem wypluć wodę z płuc. Uchyliłem oczy i dojrzałem, że Bucky patrzy na mnie ze smutkiem a później odchodzi szybko w nieznanym mi kierunku.

No ale przynajmniej mnie nie zabił, przypomniał sobie kim jestem i mnie uratował przed utonięciem... A przede wszystkim przypomniał sobie kim on sam jest.
Zrobiło mi się cieplej na sercu po czym znowu straciłem przytomność.

~~~
1090 słów

Tak jak już mówiłam - to jest tak jakby prolog.
Z góry zaznaczam, że w książce będzie się dużo dziać, więc warto to czytać!

Miłego czytania!

Tymczasem w Stark Tower | W trakcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz