Rozdział 12

4.8K 118 51
                                    


Ty jesteś Spark, Madison... Ty jesteś Spark, Madison... Ty jesteś Spark Madison...

Minęło już kilka dni od spotkania z Damonem. Od tego czasu leżę cały czas w łóżku i na ten moment nie mam zamiaru z niego wychodzić. Te cztery słowa wypowiedziane przez niego, nieustannie mi się odtwarzają w głowie. Wciąż do mnie to nie dociera, że się dowiedział przez moje głupie znamię.

Ty jesteś Spark, Madison...

Ughh, dość! Już dłużej tego nie zniosę. Trudno, dowiedział się, już tego nie zmienię. Najwyżej będzie mnie przez chwilę prześladował, ale przecież kiedyś mu się to znudzi, prawda? W końcu da sobie spokój i będzie po wszystkim. Jednak wolałabym, żeby Nick o tym nie wiedział. Przecież jak się dowie, że Scott o tym wie to mnie jeszcze odeślę z powrotem do Kalifornii. Nie. Na pewno mu o tym nie powiem. Już i tak dużo rzeczy zataiłam przed nim, więc jeszcze jedna kwestia więcej nie zrobi różnicy.

Zastanawia mnie tylko jak trafiłam wtedy do domu. Ostatnie słowa jakie pamiętam brzmiały „Ty jesteś Spark, Madison...". Po tych słowach zapadła całkowita ciemność. Musiałam wtedy zemdleć. Już sama nie wiem czy przez to, że mnie wcześniej dusił, czy przez strach przed tym, że się dowiedział, ale to nie jest teraz istotne. Jedyna rzecz, która mnie teraz interesuje, to jakim chujem obudziłam się w moim łóżku. Jakim w ogóle cudem ja trafiłam do tego łóżka. Przecież on taki nie jest. Nie zawiózłby mnie z powrotem do domu, tylko zostawił mnie na tym torze. Tak, to jest zdecydowanie w jego stylu.

13.52

Południe już, a ja wciąż leżę w łóżku. Nicolas przez te kilka dni pytał się mnie, czy coś się stało, za każdym razem mu odpowiadałam tą samą regułką-Nic się nie stało.

-O wstałaś! Idziemy gdzieś? Od kilku dni leżysz tylko w łóżku.-Aurora rzuciła się na mój materac i mnie przytuliła.-Na pewno wszystko dobrze? Proszę powiedz mi.

-TAK. Dajcie mi spokój. Ostatnio mam tylko gorszy czas, ale dziś już wstanę, obiecuję.

-No dobra Jezu, nie denerwuj się tak. Już się nawet nie można człowieka zapytać, czy wszystko u niego okej.-powiedziała Rora, przewracając oczami, ale te słowa nie były skierowane do mnie, tylko do siebie.

-Wiesz co jest za dwa tygodnie w sobotę Maddie? -Popatrzyłam na ekran telefonu by sprawdzić datę.

-20 czerwca.

-No tak, ale co jest dwudziestego czerwca?- kurwa. Moje urodziny.-TWOJE URODZINY!

-Całkowicie o nich zapomniałam.

-Zorganizuję ci taką potężną imprezę.-powiedziała podekscytowanym głosem.-Ale się napierdolimy, rany boskie.

-Niestety nie mogę pić. Jestem na lekach.

-Co? No nie gadaj. Przecież to są Twoje urodziny.

-Kurwa, nie gadaj mi nawet. Każdy będzie najebany, a ja będę patrzyła jak się ludzie dobrze bawią.

-No i tak będzie fajnie, zobaczysz.-Przytuliła mnie jeszcze mocniej do siebie.-Czemu nosisz golfy? Przecież jest taki upał.- Gdyby jakiś zjeb mnie nie dusił to bym nie musiała teraz się pocić w tych okropnych golfach.

-Coś mnie gardło boli.- Jedno z głupszych kłamstw, jakie chyba wymyśliłam. Błagam, żeby nie drążyła tematu.

-Okej...

***

-Wychodzę na spacer!-krzyczę, ale nie wiem czy w ogóle ktoś mnie usłyszał.

𝑲𝒊𝒏𝒈 𝒐𝒇 𝒓𝒂𝒄𝒊𝒏𝒈Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz