Ludzie boją się samotności,
A ja boję się ludzi, że będą przy mnie samotni.
I ludzie marzą o wolności,
A ja marzę by w wolności znaleźć trochę tożsamości.
Obecność Rhys'a sprawiła, że Ośrodek wydał mu się równie ekscytującym miejscem co pięć lat temu, nim ten opuścił go z tytułem Mistrza. Długo nie czuł do niego czegokolwiek poza nienawiścią, ale zobaczenie, jak jego szczupła sylwetka nonszalancko przekroczyła most do ośrodka, przyprawiło go o szybszy puls. Podobny tylko temu, jaki sprawia w nim obecność Arlette, gdy ta stoi na tyle blisko, by czuł szampon, jakim pachną jej długie ciemnorude włosy. Oboje pojawili się w jego życiu równocześnie i oboje ku jego rozczarowaniu nie trafili do jego grupy. Nawet nie wiedział, że ich pragnął, gdy jako zaledwie jedni z wielu uczniów zahaczali o jego wzrok tu czy tam: uśmiechnięci, rozgadani, niemal zakochani w sobie i świecie, jakby wiedzieli, że go podbiją. A przecież dołączyli do Ośrodka w momencie gdy on zaczął tam pracę, gdy on sam nie wierzył jeszcze, że go podbija. Może właśnie ta ich pewność siebie, ta ambicja sprawiała, że przykuwali jego wzrok. A to zaś sprawiło, że poczuł się zupełnie speszony, gdy chłopak po raz pierwszy się do niego odezwał. Z roztrzepanymi czarnymi włosami, piękną kościstą twarzą i nonszalanckim krokiem.
- Pomóc panu? – spytał wtedy, widząc jak niesie z trudem dwie duże klatki. Zgodził się, podając mu jedną bez słowa. – Co w nich jest?
- Tajemnica. Dowiesz się na zajęciach – odparł sympatycznie.
- Niestety nie chodzę na pańskie zajęcia. Szkolę się na Mistrza Panowania nad Żywiołami.
- Och... wielka szkoda. Wydajesz się bardzo ambitnym uczniem. Mógłbyś pojąć każdą dziedzinę... Twój nauczyciel bardzo cię zachwalał – dodał fałszywie, gdy chłopak spojrzał na niego podejrzliwie.
- Też tak uważam. Niestety będę nauczać w Akademii, więc musiałem się ukierunkować... Jestem Clevelandem – dodał, gdy tym razem jego rozmówca się zdezorientował.
- Och... to...
- Nic ciekawego – urwał pośpiesznie. – A pan kim jest? Bardzo mnie to interesuje – zagadnął odważnie, czym wywołał jego krótki śmiech.
Od tej pory Rhys Cleveland zaczepiał go każdego dnia, zawsze z inną wymówką, dotyczącą pogłębiania wiedzy z panowania nad roślinami i zwierzętami. Odpowiadał rzeczowo na pytania, ale dobrze wiedział, że chłopak zaraz przejdzie do bardziej osobistych pytań, czy paplania o sobie jakby co najmniej udzielał wywiadu.
- Dlaczego ty mi to wszystko mówisz? – wypalił w końcu przy kolejnej historyjce z życia dziedzica Akademii.
- Bo tylko ty nie chcesz tego słuchać – odparł mu, wzruszając ramionami i wtedy po raz pierwszy naprawdę zrobiło mu się go szkoda. – Bo tylko ty uważasz mnie za niewdzięcznego gówniarza.
- Jesteś nim tylko dlatego, że reszta świata zazdrości ci pozycji, której chcesz, by ci współczuli. Każdego by to wkurwiło.
- Mam przestać opowiadać?
- Nigdy nie przestawaj – wypalił, zaskoczony własnymi słowami. Dopiero dzięki nim zdał sobie sprawę, że naprawdę polubił obecność Rhys'a, choć nie do końca wiedział dlaczego.
A on nie wahał się wykorzystać tych słów by zagadywać go znacznie częściej niż dotąd, pomagając przy tym w ogrodach, czy odprowadzając do posiadłości. Odważył się też na dotyk, w postaci przybijania graby, opierania się na ramieniu, czy żartobliwego szturchania, co początkowo wieńczył pytaniem „mogę?", aż ten nie zbył go pobłażliwym „wszystko możesz", co też padło z jego ust nieplanowane. Bo właściwie to traktował go jak przyjaciela i chciał, by czuł mu się równy.
YOU ARE READING
Posłannicy Szatana: Magia Rytualna
FantasyAuguste, Matt i May trafiają do ośrodka Strażników, by obudzić w sobie więzi ze słońcem, księżycem i gwiazdami oraz nauczyć się magii rytualnej. Pomimo medalionów i przeznaczenia, okazuje się nie być to proste, gdy właśnie opuściły ich wizje, poddaj...