Rozdział 15

2 0 0
                                    

Po upojnych kłótniach zamykamy się w objęcia,

Moją miłość rytmem słyszę z Twego serca.

Nigdy nie pochowam wiary, lecz w splecione złożę dłonie,

Zatańcz ze mną tą balladę, blisko skroni Cię uchronię.


W salonie na piętrze zapanował chaos rozmów, śmiechu i ekscytacji. Nikt zdawał się nie rozumieć jak do tego doszło.

- Ty? – Zdziwił się Finley, spoglądając podejrzliwie na chłopaka, ale mimo tego przyjął karteczkę.

- Pomyślałem, że będzie miło – odparł Matt, wzruszając ramionami i rozdając kartki reszcie grupy, jaka zgromadziła się na sofach i fotelach wokół jednego stolika. – Na zaproszeniach macie szczegóły.

- Pachną kwiatkami – zaznaczył gniewnie Finley, jakby mówiło to samo za siebie.

- Akademia jest ostatnim miejscem, w którym spodziewałabym się czegoś takiego – wyznała May. – Szkoły magii, o których czyta się książki czy snuje legendy może i tak, ale nasza? Nieocieplony, surowy dwór ze wspólnymi łazienkami, a jednocześnie strojami i wykwintnymi daniami? Cleveland'owie, którzy nie umieją nawet rozsądnie rozłożyć wydatków czy zadbać o nasze bezpieczeństwo pofatygowali się zrobić nam przyjemność? NAM? – zaznaczyła, rzucając porozumiewawcze spojrzenia przyjaciołom.

- Cóż... tak jak powiedziałaś, bezpieczeństwo jest średnie – odpowiedział jej Matt – Jedynym, co ma nas powstrzymywać od opuszczania piętra nocą są bestie, nad którymi da się zapanować, więc nauczyciele czy dyrektorzy nawet się nie zorientują, że coś zorganizujemy.

- Tajemny bal – podsumowała zdumiona Jane, jaka pochylała się nad Auguste, oplatając ją rękoma. – Brzmi nierozsądnie i pięknie, wchodzimy w to, najdroższa?

- O nie, nie będę mogła zaprosić Charlesa – jęknęła May, gdy Auguste ucałowała na zgodę dłoń dziewczyny. – Wiecznie wykluczona – westchnęła teatralnie, opadając głową na kolana przyjaciółki.

Spojrzenie Dylana samoistnie powędrowało do Florence, która jak zawsze uśmiechała się lekko i ze spokojem przyglądała każdemu po kolei spod jasnej grzywki. Była śliczna, ale już dawno zrozumiał, że jej nie rozkręci. Jakby wydarzenia z zakonu czy szpitala na zawsze zamknęły ją w tej skromnej ekspresji. Poza tym i tak nie miał okazji wymieniać z nią więcej niż kilka zdań, bo jak typowa dziewczyna zawsze była otoczona swoją przyjaciółką. Nawet teraz Sylvia mierzyła go wzrokiem, jakby już przejrzała jego zamiary, a jednak nie było w tym typowej agresji. Zdawała się raczej zamyślić, bo nie spuściła wzroku, gdy na nią spojrzał. Przez myśl przeszła mu zabawna myśl, jaka z każdą chwilą traciła na komiczności. Właściwie to razem bawiliby się najlepiej. Bez tego całego romantyzmu, jakich wymagają dziewczyny nim pozwolą się przelecieć.

- „W sali balowej" – przeczytała zaintrygowana Zoe, siedząca po turecku na stoliku. – Już jej nie ma, wiesz?

- Odpowiednie dekoracje i plac ponownie się w nią zmieni – odpowiedział jej Matt, spoglądając mimowolnie na rudowłosą dziewczynę w innej części salonu. Jej wdzięczny uścisk, gdy dostała zaproszenie był wart tej szopki. – Mam chętną dekoratorkę.

Dopiero gdy zwrócił się ponownie do grupy i natknął na zimne spojrzenie Finleya, zrozumiał, że się uśmiecha i stłumił gest.

- Będzie wybór króla i królowej? – wtrącił z rozbawieniem Joel, ale Matt nie zdążył mu odpowiedzieć.

Posłannicy Szatana: Magia RytualnaWhere stories live. Discover now