Rozdział 7

3 0 0
                                    

Zaczęliśmy tak niewinnie, zatraceni historiami,

Pochwyciły nasze serca róż cierniami i lustrami,

Obłąkani mocą, umarliśmy, by zrodzili się królowie,

Dziś pokornie się kłaniamy magii śmierci niezlęknionej.


Noce spędzone w bibliotece, wizje szarpiące emocje, bolesne próby zrozumienia i zajrzenia dalej, poszukiwania w ciemni natury, nierówne walki, bronienie czegoś, czego nawet nie rozumieli, aż w końcu poddanie się ciężkiemu szkoleniu by byli tu gdzie są. W staromodnym pokoju w nieznanej im części kraju, czekając na zyskanie najwyższego tytułu w świecie Posłanników.

- Stresuję się, jakbym miała się żenić – wyznała Auguste, opierając się o szafę. Chciała jednocześnie zwymiotować, co uciec gdzieś, gdzie będzie nieco realniej. – Jesteśmy dosłownie najgorszym wyborem na Najwyższych Mistrzów – dodała, na co wszyscy zaśmiali się nerwowo. – Prawie straciliśmy medaliony, a oni chcą żebyśmy ocalili świat.

- Zaszliśmy najdalej ze wszystkich, ten tytuł już jest nasz – wyjaśniła jej May, siedząc na łóżku i bawiąc się rękoma ze stresu. – Ale to prawda, nie czuję się godna zrównania ze Strażnikami. Oni są dorośli i potężni, a my jesteśmy tylko niedojrzałymi nastolatkami, którzy gdy mocno się zamyślą, są w stanie zobaczyć kosmos... I zgasić gwiazdy... i zachwiać siły fizyki... i spalić Ziemię. Wiecie co? Zdecydowanie ten tytuł już jest nasz – przekonała się, co ponownie wszystkich rozbawiło.

- Może i tak, może i też jesteśmy potężni – zgodziła się z nią Auguste, zsuwając się do kucnięcia. – Tylko ile w tym naszej zasługi, a ile sióstr?

- Już to przerabialiśmy – pouczył ją Matt, opierający się o ścianę, z rękami w kieszeniach rozpiętego płaszcza. – Gdybyśmy się nie nadawali, siostry wybrałyby innych z takimi więziami. Nawet jeśli kierowały się tylko podobnymi charakterami do swoich, to co z tego? Im to starczyło, by ileś lat temu nie dopuścić do zagłady. Ciekawi mnie co by było, gdyby nasi rodzice nas teraz widzieli – zmienił temat, zapatrzony w sufit. – Czy byliby dumni czy przerażeni? Czy miałoby to dla nich takie znaczenie jak Oxford?

- Matt, ten tytuł znaczy wiele więcej niż tytuł magistra czy doktora – zapewniła go Auguste. – Oczywiście, że wszyscy byliby przerażeni, dlatego nic nie wiedzą. A czy byliby dumni? Jebać, jesteśmy cholernymi Najwyższymi Mistrzami i wybawimy świat!

Na te słowa pozostała dwójka uśmiechnęła się szeroko i chwilę nikt nic nie mówił, błądząc w swoich myślach.

- Zdobędziemy te tytuły jako pierwsi w historii, a nawet nikt o tym nigdzie nie zapisze – zauważyła May. – W Akademii będziemy jak zwyczajni uczniowie. Za parę lat to wszystko będzie wydawało się snem.

- Ja pochwalę się Finleyowi i pokażę strój na dowód – odparł jej beztrosko Matt, dalej patrząc w sufit.

- Muskuły mu lepiej pokaż – poprawiła go żartobliwie, wypominając jego walkę z Ottisem, na co chłopak pokazał jej z uśmiechem środkowy palec, wciąż wpatrzony w sufit.

- Już czas – oznajmiła Auguste, wstając na równe nogi. – I pamiętajcie, że to wszystko dzięki temu, że wciągnęłam was w swoje paranoje – przypomniała im dumnie, odchylając teatralnie włosy, nim wyszli w pokoju.

Na korytarzu ponownie zgromadzili się uczniowie, jednak tym razem wszyscy ubrani byli w czarne stroje, a drewniane barierki przyozdobiono pnączami bujnej roślinności. Podobnie jak schody i filary podtrzymujące górne piętro. Strażnicy stali zaś tam gdzie stali, w tym samym formalnym rzędzie, wciąż w towarzystwie Rhys'a, ale tym razem obok nich pojawili się Solette i Kai. Dziewczyna miała na sobie długą do kostek sukienkę, bez ramiączek a chłopak czarną koszulę i eleganckie buty, chowając wzrok w podłodze.

Posłannicy Szatana: Magia RytualnaWhere stories live. Discover now