Rozdział 18

2 0 0
                                    

Czarnomagiczne, gdy zaklinamy się swoimi słowami,

Potężne, gdy kochasz moimi oczami,

Tak ufna, pełna wiary, składam ofiarę z mojego serca,

Wyrzeknij się nieba i spłyń ze mną do piekła.


Odwrócił instynktownie wzrok, jak zawsze gdy natrafił nim na rude włosy. Nienawidził się za wszystko, co w nim wzbudzały, bo nie miało to żadnego sensu, a stracił przez to coś znacznie ważniejszego. Mimo to, łapał się na myśleniu o niej przed zaśnięciem. O tym, czy jej związek z Lucy też upadnie i zostaną razem, bo tak by właśnie było, gdyby żyli w filmie. Łapał się na rozbieraniu myślami jej zapamiętanego obrazu i wizji, w której żyliby ze sobą i Finleyem w jakiejś poliamorycznej relacji.

Być może dłużej mieszałoby mu to w głowie i dłużej by się za to nienawidził, gdyby pewnego dnia Abby nie wpadła na niego z impetem. Złapał ją odruchowo, ona ofuknęła chłopaka, który ją popchnął, a jego zmysły odpłynęły gdzieś pomiędzy ciepło jej ciała a coś znacznie gorętszego. Ogień. Wszędzie był ogień, a on zapłakał i opadł na ziemię pod jej ciężarem. Jakby zrobił się słabszy. Rude kosmyki ułożyły się na ściółce, a on poklepał rozgrzane policzki. To nie była Abby. A na dłoni miał pierścień Finleya... to znaczy Ann. A skoro on był nią, to dlaczego nie znał...

- Tina – wydobył z siebie obcym głosem. – Nie...

Przerażony machnął ręką wokół siebie, gasząc tym płomienie, po czym momentalnie przestawił się nią na inny żywioł i ochłodził twarz dziewczyny. Otworzyła oczy. Westchnął z ulgą.

- To... było niesamowite – zaczęła, podnosząc się na rękach.

- Zapomniałam o dymie. Tak cię przepraszam. Ja jestem na niego odporna.

Tina zachichotała tylko i wstała, by rozejrzeć się po spalonym terenie.

- Jesteś... absolutnie potężna. Zatrważające ile potrafisz. Świat byłby u twych stóp, gdybyś tylko się ujawniła – ciągnęła, wbijając w niego zafascynowany wzrok.

- Trafiłabym na stos, jak reszta – poprawił ją, zakładając ręce na piersi. – To już wystarczająco ryzykowne, że używam mocy. Uważam jednak, że tylko zrozumienie da mi nad tym przewagę.

- Pokaż mi więcej – poprosiła, podchodząc do niego.

Sadz zostawiła czarne ślady na jej twarzy, przywodząc mu na myśl ich pierwsze spotkanie. Nigdy się to nie zdarzało, ale zupełnie się w nie przeniósł. Jakby Ann go tam przeniosła, jakby chciała mu coś pokazać.

Znajdował się na rynku pełnym ludzi. Panował okrutny smród i hałas, jednak przemieszczał się w swojej drogiej błękitnej sukni jakby był na salonach. I wtedy usłyszał śmiechy. Znowu przedstawienie. Zamierzał przejść obok obojętnie, jak zawsze, ale głos ze sceny przyciągnął jego uwagę. Należał do dziewczyny o długich bordowych włosach, czarno pomalowanych oczach i ustach, ubranej w długą, gotycką suknię, która zaczęła śpiewać dziwną, mroczną piosenkę. Jakby zaklinała publikę, czym wywołała wzburzenie i oklaski jednocześnie. Przystanął zaciekawiony, aż zrozumiał, że to Tina. Teraz ani trochę nie przypominała Abby, ale jako Ann był zupełnie zachwycony. Taka ekscentryczna, tak pewna siebie, jakby była najprawdziwszą wiedźmą. W przeciwieństwie do innych normalnych ludzi, nie parodiowała tego, naprawdę się wczuwała.

- ... zsyłam śmierć na bliskich od kołyski, dlaczego miałabym oszczędzić świat? Teraz, gdy mam magię, a nie mam kontroli? Gdy coś mnie rozzłości, wzbudzam demony... - śpiewała, poruszając się wolno na drewnianej scenie.

Posłannicy Szatana: Magia RytualnaWhere stories live. Discover now