Rozdział 31

2 0 0
                                    

Wybudzeni ze snu, który zdawał się trwać wiecznie,

Świadomi, że nadejdzie, ale kiedy tak skradł serce?

Zjednoczeni strachem, bólem, złością – dotąd ramię w ramię,

Pozbawieni praw do siebie – przyszło rozbić armię.


Był wieczór. Huan stwierdził u wszystkich zadowalający stan, Sarajah udało się zebrać myśli, a Charlesowi zostać przez nią w końcu zauważonym w tym wszystkim i wyproszonym do domu. Nadszedł w końcu czas zebrania i każdy udał się nieumownie do salonu, gdzie panowała dziwna atmosfera. Dyrektorzy przepraszali się za coś wzajemnie z powagą, Strażnicy żartowali i wychwalali się pomimo poruszonych swoim przeżyciem spojrzeń, a najmłodsi członkowie tego zgromadzenia siedzieli na swoich miejscach w milczeniu, myśląc o tym samym.

- Być może ostatni raz spotykamy się w takim gronie – wypowiedziała ich myśli Sarajah, jak zwykle powodując ciszę swoim pojawieniem się.

Wyglądała już całkiem na siłach, podobnie jak reszta, ale tak jak oni, zrezygnowała tego dnia z oficjalnego stroju, ukazując się w bawełnianych spodniach i bluzie z kapturem.

- Będziesz tęsknić? – podłapał żartobliwie Huan, na co uśmiechnęła się rozbawiona.

- Oczywiście, zawsze powtarzam, że mam za niskie ciśnienie – odparła z ironią. – Chociaż muszę przyznać, że ostatecznie jestem z was naprawdę dumna – przyznała, mierząc każdego z osobna uznającym spojrzeniem. – Zawsze ślepo w was wierzyłam, bo wiedziałam, do czego jesteście zdolni, ale tym co zrobiliście podczas rytuału, przerośliście moje najśmielsze oczekiwania – zwróciła się do przyjaciół. – Nie wątpię, że wyrobiliście tym sobie respekt na arenie międzynarodowej i to naprawdę zaszczyt mieć was u swojego boku. Huan, tobie nie muszę mówić, że zawdzięczamy ci życia. Rhys... - Tu westchnęła, przekrzywiając głowę. – Zachowałeś się jak ty i naprawdę się cieszę, że mi nie podlegasz i nie muszę cię karać za to, jaki okazałeś się genialny.

- Ta, ignorancja zawsze była jego mocną stroną – wypalił nieco sztucznie Benjamin, gdy spojrzenia instynktownie zwróciły się na niego, czekając na ripostę.

- A propos ignorancji, zawiodłam się na tobie. – Sarajah spojrzała na Finleya, jaki siedział rozwalony na kanapie.

Matt dotknął go pouczająco kolanem, na co ten usiadł poprawnie.

- Nie mniej jednak własnym Strażnikom rozwiązywałam równie trudne problemy, by mogli oddać się służbie z czystym umysłem więc nie chcę byś myślał, że jakkolwiek cię to przekreśla. No i wy – zwróciła się z westchnieniem do pozostałej trójki. – Chciałabym was opieprzyć ten ostatni raz, ale spisaliście się. Po licznych błędach, zawodach i kłopotach, jakie z wami mieliśmy, mamy was w końcu z głowy. – Uśmiechnęła się nieznacznie, gdy jej wzrok padł na Matta.

- Możemy już oddzwonić do rodziców? – zapytała Auguste. – Chciałabym móc powiedzieć wszystko tacie. To już chyba nie jest problem?

- Myślę, że skoro wiedzą wszystkie państwa to i oni mogą – odparła obojętnie. – Chociaż napisanie, że żyjecie prawdopodobnie uspokoi ich bardziej niż wieść, że byliście w samym środku globalnej apokalipsy.

- Gdy zrozumieją, że to dzięki nam się skończyła, zrozumieją też nasz wybór – zaznaczył Matt, spoglądając na nią porozumiewawczo, ale byli na widoku, więc zbyła to, jakby nie wiedziała, do czego nawiązuje. W rzeczywistości jednak w jej głowie nastał mętlik.

Posłannicy Szatana: Magia RytualnaWhere stories live. Discover now