Rozdział 23

1 0 0
                                    

Choć gubisz sens w słowach, ja słucham Cię uważnie – jakbyś miał przepaść na zawsze,

I choć ciągle się wykłócasz, kocham zaparcie – nie spocznę w tej walce,

Bo wokół tyle śmierci, krew wylewa się ze łzami,

Barwi krótkie noce pod Twoimi oczami.


- Weź kruka i przyjdź do ruin Ann – napisał na Messengerze.

- Musisz mi za to zacząć płacić – odpisał mu Finley.

- Nie chcę zapomnieć.

- Zejść się?

- Rozwiązać problemy. Dlaczego w ogóle to jeszcze masz?

Finley usunął swoją pierwszą wiadomość, na co Matt wywrócił oczami.

- Dobra, idę – odczytał wiadomość od chłopaka i schował telefon, wchodząc do miejsca, które jak zwykle wyglądało, jakby miała się zaraz zawalić.

Echo jego kroków odbiło się o kamienne ściany pokryte malowidłami, a chłód zdawał się być jeszcze mroźniejszy niż na zewnątrz. Przez dziurę w suficie zlatywały nieliczne płatki śniegu, co po pogrzebie przesiąkało go smutkiem, którego nie umiał zrozumieć. Każdorazowo przypominało mu jednak dlaczego to robi. Miał dużo czasu, więc wykorzystał go, by przemyśleć każde słowo po kilka razy. Nie chciał się ośmieszyć bardziej, niż musiał. I w końcu usłyszał krakanie, jakie przyniosło mu widok blondyna w sportowej kurtce, który wpatrywał się w oblodzone zejście.

- Ta ruina to istna Jenga, poślizgnięcie się jest twoim najmniejszym problemem – powiedział do niego na powitanie Matt, na co Finley uniósł na niego smutne oczy.

- Czyli zabawa – podsumował, uśmiechając się i ześlizgnął się w dół. – Po prostu myślałem.

- O czym?

- Czy powinienem tu przyjść – wyjaśnił, rozglądając się po budowli.

- Powinieneś, jeśli nie ze względu na nas, to na Ann. Też masz z nią pewien związek.

- Jakby – zbył go, przechadzając się, a Matt z trudem to przemilczał jego kolejne uniżanie sobie. – Często tu przychodzisz? – W jego głosie wybrzmiały wyrzuty.

- Nie, tylko gdy Ann tego chce. Ona natomiast miała tu swoją oazę, rozpaczała tu, rozmyślała, zaszywała się... no i Miranda z Corneliusem się tu pieprzyli, ale o tym nie wiedziała – dodał, podążając za chłopakiem.

- To totalnie w stylu Auguste – skwitował z uśmiechem, pocierając palcami po ścianach, jak w bunkrze. – Lubię takie miejsca. Ściągnąłeś mnie tu, by się pieprzyć? – zapytał niby obojętnie, z wyrzutami, idąc dalej.

- Żeby porozmawiać z tobą o tej kwestii.

Na te słowa Finley odwrócił się do niego, zdziwiony.

- Ta.

- No. Między innymi.

- Niemal od roku czekam aż zaczniesz do mnie mówić, przestałem w to już wierzyć. Dlatego mamy przerwę. I dlatego nie chciałem tu przychodzić.

- Boisz się – powiedział z niedowierzeniem, widząc to w jego oczach.

- Tak. Boję się, że powtórzymy scenariusz: zima, ruiny, śmierć wisząca w powietrzu, bliskość i...

- Nie dotknę cię – obiecał, na co Finley zamilkł, zastanawiając chwilę.

- Dwa kroki w tył.

Brzmiało to irracjonalnie, ale powiedział to z taką powagą, że Matt wykonał polecenie.

Posłannicy Szatana: Magia RytualnaWhere stories live. Discover now