Epilog

1 0 0
                                    

Widzę światło w Twoich oczach i zostawiam dla nich gwiazdy,

Niczym Słońce spala krwawe z mojej twarzy czasy,

I nie boję się już jutra, tak jak boję się przeszłości,

Że wróci niczym Księżyc do pełnej światłości.


Stał na parkingu dworca otoczony pudłami, podczas gdy jego rodzina była już pewnie w drodze powrotnej pociągiem do Dobritch. I tęsknił za nimi jak idiota, jakby nie marzył od dziecka by się stąd wyrwać i nie zostać kolejnym więźniem tego wyrzutka cywilizacji. Nieopodal kręciła się Thayer w odblaskowych szelkach, bo bał się zgubić ją w większym mieście. Długo bił się z myślami, czy nie lepiej będzie ją tu zostawić, z rodziną, ze znajomymi uliczkami i zapachami ale nie potrafił. Należeli przede wszystkim do siebie, nie ważne gdzie.

Srebrny suv wjechał na parking dworca w Greatbritch, pobudzając jego serce i jedyne do czego już tęsknił to do tego, co ma się wydarzyć. Finley obszedł auto szybkim krokiem by rzucić mu się w ramiona, a on wyściskał go z całych sił, czego brakowało mu całe lato. Gdy zsunęli maseczki by się pocałować, usłyszeli jednak kolejny komunikat o zachowaniu dystansu i ponownie je nasunęli, by przybić symbolicznego żółwika.

- Zjedzie się na pobocze – zapewnił żartobliwie, zabierając się za cięższe z pudeł.

- A więc po to go kupiłeś – podłapał szatyn, dołączając do pakowania.

- I żeby wyrwać cię w końcu z tej pokoleniowej pętli – przytaknął dumnie. – O ile Oxford brzmi dla ciebie mniej nudno i ograniczenie.

- Niewątpliwie nie ma w nim plaży i Joela – wtrącił przepraszająco.

- Plaża poza sezonem i tak się na wiele nie zdaje, a ja już zdecydowałem – przypomniał mu. – Joel się z tym pogodzi, może nawet w pewnym momencie wyjedzie tak samo za Zoe.

- Może do Oxfordu – zagadnął Matt, wsiadając na miejsce pasażera z Thayer pod ręką.

- Nikt nie jedzie do Oxfordu – ciągnął dalej Finley z żartobliwą dezaprobatą. – Nie na zdalne studia.

- Mogą otworzyć uczelnie w każdej chwili. Lepiej być już na miejscu – powtórzył argument, który oboje wciskali rodzicom i spojrzeli po sobie, rozbawieni.

Finley odpalił Spotify na ekraniku deski rozdzielczej i wybrał playlistę, którą tworzyli pod wspólną wyprowadzkę.

- To co? Za co cię znienawidzę, gdy razem zamieszkamy? – zażartował Finley, wykręcając z parkingu.

- Za czynsz dla moich rodziców – odparł mu Matt z uśmiechem, który ten podzielił.

- Od czego jest kredyt studencki. – Westchnął pół żartem pół serio.

Zaciskała dłonie na szorstkiej sierści bestii, gdy ta mijała drzewa z zawrotną prędkością. Słyszała tylko świst wiatru i deptaną przez nich ściółkę. Odgłos ośmiu łap wbił się jej w pamięć od długich podróży, dzięki czemu wyczuliła się na oznaki obcej obecności. Tym razem także coś ją zaniepokoiło, jednak zdała się na reakcję zwierzęcia, które zwykle najeżało się, gdy w pobliżu wyczuwało czarną krew i jechała dalej. Nie mogli zatrzymywać się na każde przebiegające zwierzę, czy łamiącą się gałąź, choć osobiście miała taką ochotę. Nie znała specyfiki każdego lasu, który przemierzali, ale znała zasadę – im bliżej Akademii, tym więcej Opętanych – i jak na razie, sprawdzało się to przy każdej ich podróży. Prawie zawsze musiała stawać z jakimś do walki i przywoływać tym wspomnienia, których wolała się wyrzec, a co najgorsze, nawet nie wiedziała, czego chcą. Czystego spełnienia z mordu, ochrony terenu czy jej medalionu. Poza tym była odpowiedzialna nie tylko za niego.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 21 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Posłannicy Szatana: Magia RytualnaWhere stories live. Discover now