Rozdział 21

1 0 0
                                    

Wybaczam Ci, że się poddałaś i wybaczam sobie przegraną,

Ale nigdy nie wybaczę nam, że tyle zwlekałyśmy.

Tyle słów, a mi tęskno do tych, których nie wypowiedziano,

Niedojrzałe serca drżały nim do tego dojrzałyśmy.


Być może siedzenie pod drzewem w samym swetrze podczas zimy, w otoczeniu armii Opętanych, oczekując na przeżycie swojej dziewczyny nie spełniało idealnych warunków snu, ale musiała się zmuszać by w niego nie zapaść. To będzie pierwsza rzecz, którą zrobią, jeśli Jane przeżyje. Pójdą spać, każda we własnym łóżku, bo tak jest najwygodniej. Już prawie zamykały jej się powieki, gdy przeraźliwy pisk wypełnił las. Wiedząc, że nie ona jedna, wychyliła się zza drzewa by spojrzeć na bunkry. Strażniczka i Mistrzyni rozmawiały niewzruszone, a Auguste spojrzała na wyświetlacz w telefonie. Godzina. Walcz, Jane, walcz, mówiła w myślach, przykładając głowę do pnia. I gdy już odwracała się, by usiąść wygodnie, głośny wybuch rozniósł się echem, pobudzając nieliczne ptaki do lotu. Niedowierzała.

Zanim dostrzegła coś więcej niż pył unoszący się nad ziemią, ubiegły ją liczne kroki na śniegu. Też wybiegła. Kilka sylwetek śmignęło jej między drzewami, ale w przeciwieństwie do niej, zaczęły zatrzymywać się za drzewami dookoła bunkra. Ona przebiegła przez pole i tak jak się spodziewała, upadła z bólu. Pył opadł. Dostrzegła jak Arlette i Imogen atakują Jane. Tego też się spodziewała, ale i tak wywołało to w niej wkurzenie. Wyciągnęła więc dłuto i nakreśliła nim wyuczony kształt na warstwie śniegu. Poczuła jak silne pole rozprzestrzenia się po zamrożonej wodzie i nagle wszystko stanęło w miejscu. Przez tą krótką chwilę, wstała i spojrzała na swoją dziewczynę. Te same krucze włosy, tak samo blada skóra, ale przekrwione oczy poszarzały, a jej zadbane paznokcie zastąpiły czarne szpony. Zastygła, chroniąc twarz przed sztyletami z zamrożonego śniegu. Dobrze znała ten ruch. Sama wykorzystywała go poprzedniej zimy gdy nie miała czasu na nic ambitniejszego. Symbol stracił moc i trójka Posłanniczek wznowiła walkę, do której Auguste momentalnie się włączyła, odpychając siłą wiatru oba sztylety, zaraz po tym wykorzystując nagromadzone w rękach powietrze, by zawinąć nim puch i wprawić w tornada, jakie puściła w kierunkach kobiet. Sama pobiegła w kierunku Jane, która na jej widok zaczęła formować w rękach znany jej symbol. Zablokowała ją przeciwną energią i użyła ich połączenie do przyciągnięcia dziewczyny, którą następnie pochwyciła od tyłu.

Jane od razu chwyciła ją w nienaturalnie silne ręce i przerzuciła przez ramię. Śnieg zamortyzował upadek, a dziewczyna przybiła ją mocniej do ziemi, sięgając ręką do jej szyi. Tego się nie spodziewała i instynktownie odkopnęła ją by chronić medalion, aż uświadomiła sobie, że go nie ma. Skąd do licha wiedziała, że... Zanim Jane ponownie się na nią rzuciła, coś odepchnęło ją daleko w tył, aż upadła na śnieg, długo się po nim turlając. Gdy się zatrzymała, przeszył ją tak silny ból głowy, że nie była w stanie się podnieść. Myślała tylko o tym, że Jane dała opętać się tak mocno, by zatracić tożsamość, że nie jest przy niej bezpieczna, że może nie być w stanie jej wybudzić. Słyszała odgłosy dalszej walki, gdy nagle inna siła przyciągnęła ją z powrotem, przynosząc ulgę. Zatrzymała się w rękach Jane, ale szybko zrozumiała, że to nie było wybawienie, bo dziewczyna zaczęła biec. Zanim jej umysł wrócił do normalnego funkcjonowania, zauważyła tylko wstające z ziemi sylwetki i ponownie poczuła ucisk w skroni. Odzyskując formę, widziała drzewa. Kurwa.

Ponownie nie zdążyła nijak zareagować, bo coś mocno w nie uderzyło, rozdzielając tak, że upadły z impetem w dwóch innych miejscach. Auguste próbowała namierzyć wzrokiem Jane, ale widok zasłonił jej Opętany, jaki przybił ja do ziemi, chwytając za gardło. Przeklęła ponownie w myślach. Wszystko działo się za szybko. Podciągnęła się jednak resztką sił i wymierzyła mu kolanem w brzuch. Zaraz po tym inny podciągnął ją do góry, przysłaniając wzrok ręką i sięgając do jej potylicy, więc instynktownie obróciła się do niego przodem, by nie zdążył wykręcić jej karku i podparła o jego ramiona, uderzając się z nim głowami, czym powaliła go na ziemię. Trzeci przyciągnął ją do siebie, wymierzając z pięści, ale zablokowała jego ruch i zaczęli walczyć. Przybiegła jeszcze dwójka ale zanim się włączyli, coś oplotło ich nogi, odciągając. Zdziwiłoby ją to, gdyby nie fakt, że po chwili sama stanęła w płomieniach. Opętany przeraził się równie mocno co ona, ale w przeciwieństwie do niej, wydarł się z bólu. Uciekła z zasięgu płomieni i dostrzegła Arlette i Imogen, rozprawiające się z całą grupą Opętanych, jacy mieli ją zaatakować. Niedaleko było ich więcej, ale trzymali się jednego miejsca przy ziemi. Przy Jane, trzymali Jane, a ona się wyrywała. To nie interesowało ani Strażniczkę ani Mistrzynię, co wywołało w niej złość. Słońce jeszcze nie zaszło, nie miały prawa skazywać ją na straty, ani teraz ani w strzeżonym kręgu. Gdy ona uciekła z bunkru, ani razu nie próbowano ją zabić, walczono o nią do samego końca. Sama ruszyła więc w stronę gromady, jaka na jej widok zaczęła stopniowo zostawiać dziewczynę. Nawet dla Opętanych była ważniejsza niż kolejny członek. Dobrze. Gdyby Jane zwalczyła Opętanie w ich pobliżu, zabiliby ją. Poza tym przy nich nie miała szans na pokonanie go. A zachód był już blisko.

Posłannicy Szatana: Magia RytualnaWhere stories live. Discover now