35.

43 11 3
                                    

Nowy rok szkolny zaczął się spokojnie i bez problemów. Jedynym zgrzytem był fakt, że musiała poinformować dyrektorkę o planowanym odejściu. Ale starsza pani rozumiała jej decyzję:
— Nie mogę pani zatrzymać, Julio — westchnęła. — Jest pani młoda, powinna się rozwijać. Współpraca z profesorem z pewnością będzie dla pani kariery lepsza niż stanowisko szkolnego psychologa w Żelazowie.

— Nie odejdę, dopóki tutejsze dzieci będą mnie potrzebowały — obiecała młodsza z kobiet, ale dyrektorka poklepała ją po ręku:
— Tutejsze dzieci, jak wszystkie, w każdej chyba szkole, będą potrzebowały wsparcia psychologa zawsze. Ale to nie powinno pani powstrzymywać. Myśl, dziewczyno, o karierze. Do szkoły zawsze zdążysz wrócić...

***
Majka po wakacjach rozkwitła. W ciągu ubiegłych dwóch miesięcy wysłała Julii kilka pozytywnych wiadomości, pisanych i głosówek, ale dopiero teraz psycholożka mogła ocenić jej stan na własne oczy. Nastolatka porzuciła w dużej mierze wygląd "kontra świat". Nie ubierała się już na czarno i nie podkreślała buntu ciemnym makijażem.

W nowy rok szkolny weszła uśmiechnięta, w kolorowych ubraniach i... z kolorowymi włosami. Co prawda zafarbowane na niebiesko i fioletowo miała raptem ostatnie kilka centymetrów, same końcówki, nie całą czuprynę, ale w stosunku do stanu sprzed wakacji była to diametralna zmiana:
— Tata mi pozwolił. A nawet sam zaproponował, gdy byliśmy ostatnio w Przemyślu. Pokazał mi takie dziewczyny, które siedziały na rynku i zapytał, czy ja bym tak nie chciała, bo to ładne — pochwaliła się nastolatka.

Uśmiechnięta Majka stanowiła widok, który Julia oglądała z przyjemnością. I wiedziała, że pozostanie on z nią na długo. Nawet, gdy już opuści szkołę i Żelazowo.

***
Przeorganizowała sobie zajęcia. Pracowała od poniedziałku do środy, w ciągu dnia w szkolnym gabinecie a wieczorami nad sprawami Ariela, zaś w czwartki rano ruszała do Warszawy. Lub Ostrowii Mazowieckiej, jeśli psycholog planował pobyt w klinice. Czasem wyjeżdżała już w środę wieczorem, jeśli czwartek zapowiadał się intensywny. Kolejne trzy dni poświęcała na pracę z Arielem i wracała do Żelazowa w niedzielny wieczór.

Było intensywnie, choć czasami trudno. I męcząco. Ale interesująco i rozwijająco. Musiała to przyznać. Ariel omawiał z nią każdą sprawę, w której mogła wziąć udział lub go zastąpić. Scedował na nią dokończenie spraw związanych z ostatnią książką. Czytywała za niego ostateczne wersje prac magisterskich i robiła ocenę ich zgodności z wcześniejszymi zaleceniami promotorskimi. Co prawda Ariel w najbliższym roku akademickim nie planował prowadzić zajęć ze studentami, nie otwierał też nowego seminarium magisterskiego, ale aktualnych magistrantów nie  zamierzał zostawić na ostatniej prostej do obrony dyplomu. 

— Mam nadzieję, że w obronach zaplanowanych na koniec września będę mógł wziąć udział —oświadczył któregoś dnia:
— Ale na wypadek, gdyby mi zdrowie nie pozwoliło, zrób zestawienie informacji i prześlij profesorowi Ciborowskiemu. Umówiłem się z nim, że w razie czego to on mnie zastąpi.

W klinice mężczyzna zawsze usuwał się w cień, gdy sprawa dotyczyła umiejętności i możliwości Julii. Marudzących pracowników z błahymi problemami odsyłał do niej prawie zawsze. Owszem, brał udział w spotkaniach personelu, prowadził nadzór nad pracami zespołu terapeutów i superwizje. Ale wszędzie tam, gdzie mógł pozwolić, żeby Julia podejmowała decyzję, skłaniał ją, żeby to robiła.

Przynajmniej publicznie. Prywatnie, w czterech ścianach ich apartamentu czy w ogrodzie, gdy byli sami, potrafił wytknąć jej błędy i wskazać, gdzie się myliła. I robił to często. Żeby, jak mówił,  poprawić jej umiejętności i wiedzę oraz poszerzyć ogląd sytuacji. Ale przede wszystkim po to, żeby nie czuła się samotna. Żeby wiedziała, że on czuwa. Że chce, aby Julia była coraz lepsza. Że młoda psycholożka może liczyć na jego pomoc.

Miłość po przejściach  / 18+ / w trakcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz