3.

69 25 7
                                    

Czekała na nie, siedząc przy oknie i modląc się do wszelkich znanych sobie bóstw, żeby dziewczyny się nie rozmyśliły. Bo nagle strasznie zaczęło jej zależeć na tym, żeby przyjechały.

Trzymała się od nich na dystans przez kilka lat.
Myślała, że właśnie tak powinna była zrobić. I że dziewczynom wcale jej nie brakuje.
Telefon sprzed kilku dni pokazał jednak, że one nadal są przy niej i chcą naprawić zerwany kontakt.

Jej modły zostały wysłuchane wczesnym popołudniem. Gdy czerwone audi podjechało pod bramę, prawie sfrunęła ze swojego piętra:
- Marta! Daria! - wołała uszczęśliwiona.

Poczuła się tak, jakby nie było sześciu ostatnich, samotnych lat. A nawet wcześniej; jakby znów były uczennicami liceum w Czarnym Borze i najserdeczniejszymi przyjaciółkami.

Chyba nie była w tym sama. "Dziewczyny", obie pod trzydziestkę, rzuciły się na nią z energią nastolatek. Wyściskały ją serdecznie, wykrzyczały radośnie, nawet uroniły kilka łez. Przynajmniej Kleo:

- Tak bardzo mi was brakowało przez te lata.... - prowadziła je na górę. Były dziś same, bo państwo gospodarze pojechali na kilka dni do kuzyna. Pokazała im apartament, kuchnię, łazienki.

Dziewczynom bardzo spodobało się tymczasowe lokum. Marta obejrzała z zachwytem kuchnię:

- Taka ciepła, w drzewie. - mruczała zachwycona. - Po ślubie też taką chcę.

- Po co? Przecież wy przeważnie jecie gotowce. Albo na mieście. Albo na wyjeździe. - wytknęła jej Daria. - Nie potrzeba do tego robić remontu kuchni.

Gdyby Kleo jej nie znała, mogłaby przypuszczać, że przyjaciółka powiedziała to z zawiści albo braku sympatii. Ale zdawała sobie sprawę, że to czysto przyjacielskie, dobrotliwe docinki. Bo Daria taka właśnie była: najbliższym utoczyłaby krwi spod serca, w przenośni a może nawet dosłownie, ale wzruszenie pokrywała szorstkością i zgryźliwym żartem.

- No... - skinęła głową Marta, wcale nie urażona. - Ale gdzieś trzeba odgrzać to, co przygotowuje nasza pani Nadia. - Podobnie jak twoja pani Pola, prawda? A ty masz ładną kuchnię. I funkcjonalną. - zauważyła.

Teraz Daria pokiwała głową. Kiedyś bardzo chciała być perfekcyjną panią domu; wychowana w biedzie, nauczona gospodarności, nie potrafiła zdać się na gospodynię i wydawać "nieswoich", jak mawiała, pieniędzy. Więc po ślubie całymi dniami sprzątała, gotowała, prała a później opiekowała się dzieckiem.

W końcu Tomkowi udało się ją przekonać do zwolnienia tempa, tłumacząc, że po pierwsze swobodnie ich stać na pomoc domową, po drugie chciałby, żeby jego żona miała czas posiedzieć z nim i swobodnie porozmawiać, a nie krzątać się bez ustanku pomiędzy kuchnią, łazienką i pokojem dziecinnym.

Przyjęła więc pomoc, szczególnie że wtedy nie dawała sobie rady. Ale nadal lubiła prace domowe, szczególnie gotowanie. W odróżnieniu od Marty, która doskonale umiała, ale odreagowywała niegdysiejszy obowiązek prowadzenia domu gdy była nastolatką i teraz nie robiła nic, czego nie musiała.

- Już widzę, jak w waszym nowoczesnym apartamencie, pełnym chromu i płytek, robisz sobie kuchnię w drewnie. - ciągnęła Daria. - A poza tym, mieszkacie z sobą już dziesięć lat. Gdybyś naprawdę chciała taką kuchnię, miałabyś ją już dawno. Prawda? - wytknęła żartobliwie.

- No co, pomarzyć nie wolno? - prychnęła Marta. - Masz rację, lubię nowoczesność. Ale tutaj, w tej ciepłej, drewnianej atmosferze, nagle zachciało mi się takiej samej.

Julia (czy Kleo, w tej chwili jeszcze nie wiedziała, którą z nich jest) posmutniała. Ariel też miał panią prowadzącą dom. I ona, mieszkając z nim, też nie musiała gotować ani sprzątać. Kiedy odeszła od niego, przeszła przyspieszony kurs przypominania sobie o obowiązkach domowych.

Miłość po przejściach  / 18+ / w trakcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz