Rozdział 7

21 4 13
                                    

STEPHANIE

Wkurwiłam się. Wkurwiłam się ich byciem na mojej osiemnastce. Może i jest to niedojrzałe zachowanie, ale trudno. Miałam to gdzieś. Wolałam skupić się na wyrzuceniu ich z mojej imprezy.

– Co. Wy. Tu. Kurwa. Robicie? – zapytał Aiden, który był równie oburzony tak samo, jak ja. – Wypierdalajcie stąd! – burknął.

– Nie. To są urodziny mojej córki i mam prawo na nich być. Jestem ojcem Ste- – rzucił krzykliwie Adrien Patterson, na co ja prychnęłam, tym samym nie pozwalając mu dokończyć zdania.

– Nie jesteś moim ojcem. Nie jesteś nim, odkąd zamordowałeś mi matkę – wykrztusiłam z siebie zamaszyście, bo byłam zarówno pełna energii, jak i pełna wkurwienia.

– Ale za to ja mogę tu być – odparła Karen.

Widać, że Karen.

– A ty to tym bardziej wypierdalaj. Prędzej pozwolę zostać mojemu ojcu, niż tobie – fuknęłam na nią.

Karen machnęła swoimi włosami.

– A niby czemu?

– Bo byłaś moją przyjaciółką. Ojciec chociaż udawał dla troski, że się mną interesował. A ty od śmierci mojej matki miałaś mnie w dupie akurat wtedy, kiedy najbardziej potrzebowałam twojej obecności. Jesteś najgorszą najlepszą przyjaciółką, jaką mógł poznać świat. Jesteś egoistyczna, narcystyczna i przede wszystkim toksyczna. Gdybym miała do wyboru zabić siebie, czy zabić ciebie, wybrałabym, abyś zginęła Ty. Bo jesteś... – krztusiłam z siebie to, co trzymałam w sobie przez kilka lat, podczas których nie miałam okazji porozmawiać z Karen prosto w twarz. – Bo jesteś zwykłą pizdą. Straciłaś wszystko, co miałaś. Miałaś przyjaciół, rodzinę. A mogłaś mieć więcej. Ale ty wolałaś zemstę na mnie. Zrozum, że to wszystko przez Ciebie. To ty wywołałaś tą lawinę tego całego gówna. Rozdzieliłaś mnie z najbliższymi. Po prostu zniszczyłaś mi życie. I właśnie dlatego ciebie nienawidzę.

Karen westchnęła zirytowana i przewróciła oczami, co stało się jej ewidentnym nawykiem.

– Czyli ja mogę zostać? – upewnił się Adrien.

– Dobrze, możesz. Ale podaj mi chociaż jeden argument, dlaczego masz zostać. A jak powiem wypierdalasz, to wypierdalasz. Okej?

Przytaknął zamaszyście głową.

– Okej. Yyy... Bo cię... – zaczął, ale stała mu na przeszkodzie jedna kwestia, którą jestem ja. Stephanie Flores.

– Wypierdalasz – oświadczyłam.

– Nie możesz. Nie dałaś mi zacząć – tłumaczył się, choć wiedział, że nic to nie da.

– Czy mam zadzwonić na Policję i przekazać im cynk, że dwójka ludzi odbywających karę w więzieniu jest na wolności i uciekła z więzienia. Hmm? – zaproponowałam.

– Mamy przepustki – argumentowała Karen. Przynajmniej próbowała, bo wiedziała, że ze mną nie wygra.

– Czyli mogę zadzwonić na Policję i się o tym sama przekonać, tak? – podpuszczałam ich. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mają żadnych przepustek.

Finally Fine Heard | Tom 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz