Rozdział 26

14 4 2
                                    

STEPHANIE

Tamtego wieczoru, Carter odwiózł mnie do domu, nie przejmując się faktem, iż zajmie mu to wraz z powrotem trzy godziny.

Minęło kilka dni od naszej randki i mojego zapoznania się z dwoma stronami Cartera. Szkoda, że jego drugą stroną był rozbierany bilard, podczas którego nie czułam się wielce komfortowo, jak z pierwszą stroną chłopaka.

Nie chciałam jednak sprawiać mu przykrości. Wiedziałam o tym, że to głupi argument, ale nie miałam innego wytłumaczenia niż takie.

Tego poranka wstałam, choć liczyłam na to, że to się nie wydarzy. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy już z niej nie wyjść. Postrzelałam kośćmi stojąc w piżamie na środku pokoju.

Światło wpadające do pokoju przez szare rolety było za jasne, a myśli w mojej głowie sprawiały pozory za ciężkich. W głębi byłam świadoma tego, że powinnam coś była zrobić – może zadzwonić do Cartera po to, aby wyjaśnić mu wszystko, ale czułam się tak, jakby każda podjęta przeze mnie decyzja była obarczona ciężarem, którego waga była niewytłumaczalnie wielka. Nawet najprostsze czynności, jak ubranie się albo umycie zębów, wydawały się trudniejsze niż zazwyczaj.

Podświadomie chciałam odsunąć od siebie te wszelkie myśli, ale one również wracały niczym bumerang. Westchnęłam, niechętnie przechodząc do łazienki. Strumień zimnej wody lecący z kranu obudził mnie trochę, lecz niestety tylko na krótką chwilę. W lustrze odbijała się moja zmęczona twarz, jakby przez te kilka dni minęły nie godziny, a lata.

Poszłam do garderoby, wyglądając jakbym była pozbawiona duszy.

Może i byłam.

Zaczęłam poszukiwać ubrań, starając się wybrać coś wygodnego i komfortowego dla mojego ciała. Myśli o słowach i czynach Cartera tamtego dnia krążyły mi po głowie, próbując szukać jakiegoś rozwiązania. Najwyraźniej im się to nie udało, bo myśli o nim nie zamierzały opuścić mnie.

Przebrałam się w głębokiej ciszy, nie do końca wiedząc, czego pragnę i co mam zrobić dalej. Nagle usłyszałam kroki na korytarzu, a po chwili także głos stojącego w progu drzwi mojego brata, Ethana, który przerwał moją ciszę i wyrwał mnie z letargu.

– Stephanie – zawołał mój brat Ethan. – Chodź, mama nas woła.

Zeszłam na dół, zastanawiając się, co było tak ważne, aby matka Virginia wolała naszą dwójkę. Ethan kroczył przede mną, zerkając na mnie przez ramię, jakby próbował odczytać moje myśli.

Nie udawało mu się to, ponieważ ja każdy krok stawiałam skryta przed światem.

W mojej głowie wirowało tysiące wspomnień z ostatnich dni. Wydawały się mętne, albowiem może i nawet rozmazane. Każdy krok, każdy dźwięk w tym domu zdawał się być zbyt głośnym, zbyt realnym, a jednocześnie tak odległym.

Gdy dotarliśmy do kuchni, mama stała przy blacie, w rękach trzymała swoją ulubioną, ekstrawagancką filiżankę koloru różowego, którą obracała nerwowo. Jej twarz, zwykle spokojna i opanowana, teraz była napięta, jakby zmagała się z czymś, co od dawna nosiła w sobie. Oczy miała podkrążone, a włosy, zazwyczaj schludnie upięte, były lekko rozczochrane.

– Usiądźcie – rzekła kobieta, wskazując ręką na dwa wolne krzesła.

Usiedliśmy przy stole, a Ethan zajął miejsce naprzeciwko mnie. Mama spojrzała na nas oboje z czymś, co wyglądało we mnie mieszaninę zarówno ulgi, jak i też lęku. Milczała przez dłuższą chwilę, jakby szukała odpowiednich słów, które mogłyby opisać to, co miała nam do przekazania.

Finally Fine Heard | Tom 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz