Rozdział IX

32 6 0
                                    


Podeszłam bliżej Williama i spiorunowałam go wzrokiem.

- Chodź... - mruknął i wyminął mnie równocześnie uderzając dosyć mocno w ramię.

- Ej! - huknęłam z wyrzutem, jednak William kompletnie mnie zignorował.

Zacisnęłam dłonie w pięści obserwując jego znikającą sylwetkę w korytarzu. Mimo, że znalazłam się w dosyć dziwnej i trudnej sytuacji agresja na tego rozpuszczonego kretyna pomogła mi odzyskać rezon. Ruszyłam za nim i dogoniłam go tuż przy schodach.

- Mogłeś powiedzieć, że jestem Twoją przepustką do wolności. - zagadnęłam ozięble.

William przyspieszył kroku, musiałam za nim zbiegać ze schodów.

- A po co Ci to wiedzieć? - prychnął - Nie byłabyś chętna współpracować, a cała sytuacja i tak była dla Ciebie trudna jak i dla mnie.

Gdy dotarliśmy do bram szkoły i wsiedliśmy do auta, chłopak w końcu uraczył mnie spojrzeniem.

- Teraz to co powiem dobrze zapamiętasz.

- Słucham... - fuknęłam zakładając ręce na piersi.

- Nie zaplanowałem tego wszystkiego, a Ty natrafiłaś na mnie przez przypadek dzięki tej notatce. Gdyby nie fakt, że to nas połączyło nie pomógłbym Ci wtedy na imprezie.

- Och... - zmroziło mnie na wspomnienie tego zdarzenia.

- Przykro mi, ale gardzę zwykłymi ludźmi. W Tobie jednak dostrzegłem szansę na odkupienie. Dyrektorka liczyła na to, że się zmienię, więc uwierz daje naprawdę z siebie wszystko żeby w końcu darowała sobie te karę. Ty byłaś idealnym dopełnieniem mojej rzekomej przemiany, ratunek dziewczyny przed oblivimors i doprowadzenie jej do Akademii ? Brzmi idealnie.

- Czyli to wszystko...

- Było grą geniuszu. Tak, sporo mnie kosztowało żeby być w miarę miłym dla Ciebie. Jednak nie myśl sobie, że fakt, że nie jesteś jednak zwykłym pospolitym człowiekiem coś zmienia. W akademii tak jak między ludźmi są lepsi i gorsi. W moich żyłach płynie błękitna krew. Pochodzę ze starego rodu magów, którzy uczęszczali do akademii, sporo uczniów wywodzi się z wpływowych rodzin o bogatej i starej historii. Jednak na nasze nieszczęście istnieje też sporo szaraków, którzy są dla mnie osobiście nikim. Na przykład tak jak Ty. Nie wiadomo w sumie tak naprawdę czym jesteś skoro Twoja rodzina nie ma nic wspólnego z akademią. Możliwe, że jesteś pomiotem brudnej krwi ze związku absolutu i zwykłego człowieka, może któraś z twoich prababek miała coś wspólnego z akademią i przekazała w genach magię, która teraz się uaktywniła? Sam nie wiem, ale w zasadzie mało mnie to obchodzi.

- Słucham? - warknęłam czując jak każde jego słowo wypowiedziane w moją stronę jest przesycone odrazą.

- Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. - warknął.- Nie zamierzam wprowadzać Cię do akademii ani więcej Ci pomagać. Dla mnie jesteś delikatnie mówiąc niższą klasą, nie zadaje się z takimi jak Ty. Gdyby nie moje zawieszenie w życiu bym Cię tu nie przyprowadził. Wolałbym żebyś zginęła w mękach zabita przez oblivimors i nie przekroczyła progu Akademi, nigdy.

- Mówisz poważnie ? - wychrypiałam będąc w szoku.

- Tak Lalin. Mam swoje zasady i nie będę ich naginać, bo tak niby trzeba. Każdy ma swoje własne morale i pojęcie przyzwoitości. A teraz zawiozę Cię do domu i od tej chwili nie próbuj się ze mną kontaktować. Ophelia zadba odpowiednio o Ciebie, możesz jej zaufać.

Byłam tak zaszokowana i roztrzęsiona, że nie zarejestrowałam nawet umysłem kiedy podjechaliśmy pod mój dom. Opuściłam samochód głośno trzaskając drzwiami, nie chciałam patrzeć dłużej na tego gnoja. Potrzebowałam ciepłej kąpieli, książki i kolacji aby wrócić do normalnego stanu. Chociaż obawiałam się, że wizyta w tej akademii bez powrotnie zabrała część mnie...

Lalin Evans Akademia Absolutu - DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz