Rozdział XVII

56 4 0
                                    


Po przekroczeniu progu pokoju od razu ustaliłyśmy, że obie się przygotujemy do snu i wtedy dopiero zaczniemy nasz babski wieczór. Mimo tego, że całkiem niedawno brałam prysznic potrzebowałam zmyć z siebie cały ten stres i po prostu się odświeżyć. Gdy wyszłam z łazienki miałam na sobie moją satynową wrzosową piżamę i ciepłe skarpety na stopach. Penelopa zaś siedziała na swoim łóżku z lekko wilgotnymi włosami w piżamie w słoneczniki i przeglądała jakieś notatki. 

– O, jesteś już! Szybko Ci poszło.- uśmiechnęła się promiennie. 

– Nie mam dzisiaj siły, żeby przesiadywać w łazience, ale muszę przyznać, że uwielbiam ten prysznic. Więc następnym razem nie licz, że zwolnię ją tak szybko! – zachichotałam, kładąc się z zadowoleniem na łóżku.

Obróciłam się w kierunku współlokatorki. Penelopa przysunęła stosik notatek bliżej siebie, a ja kątem oka zauważyłam runy, które wyglądały dosyć skomplikowanie. Poczułam ucisk w gardle, czy to właśnie czeka mnie w krótce na zajęciach? Jak ja sobie z tym poradzę... Czułam, że nic tu nie pasuje, że coś w tym miejscu mnie odrzucało chodź miałam nadzieję, że mój wcześniejszy entuzjazm uratuje sytuację

– Więc, co chcesz wiedzieć? – zapytała Pen, podając mi paczkę ciastek.

Z wdzięcznością wzięłam jedno z nich i ugryzłam kawałek przymykając powieki. Było miękkie, słodkie, a jego smak przyniósł mi chwilową ulgę. Słodycz i czekolada rozpływająca się w ustach sprawiła, że poczułam się jakby przez moment wszystko wróciło do normalności. Jakbym była znów w domu, a jutro czekał mnie zwykły dzień zajęć i wizyta w ulubionej księgarni. Jednak błogostan nie mógł trwać wiecznie, otwarłam oczy, a iluzja dawnego życia zniknęła.

– To miejsce – zaczęłam, próbując dobrać odpowiednie słowa – jest dziwne. Wydaje się, jakby wszystko wokół mnie było inne. Jakbym tu nie pasowała, choć przecież powinnam skoro ma "to coś". 

Penelopa przyglądała mi się przez chwilę z lekkim uśmiechem, który był jednocześnie uspokajający i tajemniczy.

– To normalne, Lalin – powiedziała, odkładając swoje notatki na bok. – Akademia jest... wyjątkowa. Wymaga czasu, żeby się w niej odnaleźć. Każdy na początku czuje się zagubiony, ale potem przychodzi moment, kiedy to miejsce przestaje być takie obce. Traktujesz je jak drugi dom i przywiązujesz się do każdego centymetra tego miejsca, zaczynasz je kochać i w sumie nienawidzić równocześnie. Tylko pamiętaj... – Penelopa ściszyła głos i nachyliła się do mnie – nie wszystko tu jest takie, jak się wydaje.

Popatrzyłam na nią zaintrygowana.Te słowa zapadły mi głęboko w pamięć. Atmosfera pokoju, wcześniej przytulna i ciepła, nagle wydawała się cięższa i... zimna. Jakbyśmy obie wiedziały, że w tej szkole kryje się coś mroczniejszego. Czy tylko mi się to wydaje? Przypomniała mi się wspólnie doświadczona wizja z Williamem, gdzie widziałam upadek Akademi. Przełknęłam nerwowo ślinę. Nie wiedziała na ile mogę o tym wspomnieć Penelopie.

Czułam, jak napięcie wzrasta, gdy Penelopa szybko zmieniła temat, niemal zbyt gwałtownie. Z jej spojrzenia zniknęło ukryte ostrzeżenie, a na powrót zawitało ciepło.

– Tak jak wspominałaś przelotnie, jesteś tu dzięki Williamowi. – zaczęła, uważnie badając moją reakcję. – Wiesz, że też za nim nie przepadam? 

Nie odpowiedziałam od razu. Zamiast tego przyjrzałam się jej uważnie, szukając w jej oczach tego samego mroku, który wyczuwałam od chwili, kiedy zaczęła mówić o Akademii. Jednak nie pozostał po nim nawet ślad, Pen wydawała się na powrót sobą.

– William... pomógł mi odkryć, że mam magię, ale to już wiesz.  – powiedziałam cicho, ostrożnie wybierając słowa. – Ale potem... dowiedziałam się, że to wszystko było kłamstwem. Chciał mnie tylko wykorzystać, żeby zaimponować dyrektorce. Użył mnie jako pionka żeby skrócić karę. 

Lalin Evans Akademia Absolutu - DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz