Rozdział X

36 5 0
                                    

Kolejnego dnia czułam jak emocje po wizycie w akademii i dziwnej konfrontacji z Jane całkowicie wyparowały. Była niedziela i liczyłam na chwilę spokoju, naprawdę tego potrzebowałam. Do południa wypoczywałam i odrobiłam trochę lekcji, był ogólnie spokój. Nawet Catrice nie próbowała mi wchodzić w drogę. Kompletnie nie spodziewałam się tego co miało nadejść. Gdybym zdawała sobie z tego sprawę, pewnie już dawno bym opuściła dom i nie wracała tam dopóki sytuacja się nie unormuje... Gdy kończyliśmy jeść późny obiad koło szesnastej, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Zignorowałam ten fakt, bo do mamy czasami wpadały przyjaciółki z sąsiedztwa. Kończyłam zadowolona swoją porcję lasagne, gdy w pewnej chwili poczułam czyjąś obecność, automatycznie spojrzałam przed siebie i moje spojrzenie spotkało się z nikim innym jak z Ophelią - dyrektorką akademii... Widząc ją wyprostowaną i dostojną w naszym salonie prawie zakrztusiłam się z wrażenia kawałkiem obiadu. Byłam w szoku, bo nie spodziewałam się, że ona faktycznie u nas się pojawi i do tego tak szybko praktycznie z dnia na dzień. Zaczęłam nieprzyzwoicie głośno kaszleć. Ophelia uśmiechnęła się lekko rozbawiona moją reakcją. Posłałam jej spojrzenie pełne strachu. Czy ona wiedziała co robi?! Wstałam od stołu aby podejść się przywitać, jednak kobieta zatrzymała mnie gestem dłoni, dosłownie nie mogłam się ruszyć. Posłałam jej pytające spojrzenie, lecz nie uzyskałam odpowiedzi. Dostrzegłam jedynie jak moja mama zbliżyła się do niej. Miała zaciśnięte dłonie w pięści, a jej pogodny nastrój z rana przepadł. 

– Ophelio... - głos Jane był przesycony dziwnym napięciem.

– Jane, miło znów Cię widzieć. - Ophelia uśmiechnęła się delikatnie i spróbowała uściskać moją mamę, lecz ta cofnęła się o krok w tył. 

Na jej twarzy malowała się złość i swego rodzaju ból. Wyglądało to tak jakby dzieliła z nią bolesną przeszłość. 

– Mamo to wy się znacie?- wyjąkałam patrząc z niedowierzaniem na te scenę. 

Jane spojrzała na mnie twardo. 

– To stara koleżanka ze szkoły, ale już wychodzi. - wycedziła.

Poczułam jak atmosfera gęstnieje, jednak Ophelia nie wydawała się przestraszona czy też nawet zdziwiona. Przyjmowała całą sytuacje ze stoickim spokojem, ewidentnie zaczęłam zazdrościć jej opanowania. Jeśli jednak się znały z moją mamą to oznaczało, że moja rodzina jednak miała koneksje z tamtym miejscem. Poczułam przejmujący chłód na moim ciele. Czyżby moja matka była córą księżyca i na raziła mnie świadomie na niebezpieczeństwo ze strony oblivimors? 

– Jane uspokój się, twoja córka wie kim tak naprawdę jestem. - Ophelia popatrzyła w moim kierunku i posłała mi ciepły uśmiech. 

– Nie gadaj bzdur Ophelio, proszę Cię teraz abyś opuściła mój dom.- odparła moja matka mierząc ją wzrokiem. 

Wiedziałam, że muszę teraz się odezwać i zadziałać jeśli chce poznać prawdę i ewentualnie przeżyć... 

– Mamo... - zaczęłam nieśmiało.

– Lalin, cisza! - huknęła moja matka. 

Zmarszczyłam brwi, dawno nie widziałam jej tak przejętej. Dostrzegłam, że zaczęły się jej trząść ręce... 

– Jane nie utrudniaj tej sytuacji, proszę Cię. - spojrzenie Opheli nabrało surowości. 

– WYNOŚ SIĘ Z MOJEGO DOMU!- krzyknęła rozwścieczona Jane. 

Światło nagle w całym domu zamrugało, a za oknem zaczął wyć niespokojnie wiatr. Wyglądało tak jakby zbierało się na burze z deszczem. Moja zawsze opanowana i spokojna matka potrafiąca zaradzić wszystkiemu kompletnie zatraciła się w gniewie, nie mogłam w to uwierzyć. Podbiegłam do roztrzęsionej mamy i schwyciłam ją mocno za rękę, równocześnie z góry zbiegł tata. 

Lalin Evans Akademia Absolutu - DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz