Już po tym jednym popołudniu Benedicto miał ochotę wychwalać Marcusa pod niebiosa. Nie bardzo wiedział, jak to było możliwe, ale gdy opuścił świetlicę, czuł, że wreszcie zrobił jakieś prawdziwe postępy, a Marcus okazał się bardziej cierpliwym nauczycielem, niż Benedicto mógłby kiedykolwiek przypuszczać. Oczywiście nie zrobili zbyt wiele, ale Weasel zdążył się już zorientować w tym, co wymagało poprawy i przede wszystkim zabrali się za najbardziej palący z problemów — historię. Już po dwóch godzinach Benedictowi udało się wymienić kilka istotnych ciągów przyczynowo-skutkowych i aż trudno było mu uwierzyć, że wcześniej nie był w stanie.
— Ty nie jesteś głupi, tylko brakuje ci organizacji — stwierdził Marcus, dostrzegłszy jego zdziwienie. — Potrzebujesz trochę samozaparcia.
Benedicto, prawdę mówiąc, nie bardzo był pewien, jak można to osiągnąć, będąc nim.
— To właśnie u mnie leży — przyznał. — Jak to robisz?
— Jak to niektórzy mówią, jestem specjalnym przypadkiem herosa. Natura może mi poskąpiła bojowych odruchów, ale w zamian za to mam sztukę organizacji.
— Och... To... dużo tłumaczy. — Benedicto westchnął. — Czasem chciałbym nie mieć ADHD...
— Tylko czasem?
— No dobra, przez większość czasu, to dziadostwo naprawdę utrudnia mi życie. W każdym razie — Benedicto chciał zmienić temat z ADHD na coś innego, bo rozmowy o jego głowie nieco go przygnębiały — jeszcze raz wielkie dzięki, że zgodziłeś się mi pomóc.
— Spoko — odparł Marcus, a Benedicto poznał, że chce sprawiać wrażenie, jakby to było dla niego nic. — Na teraz to chyba już przerwiemy, bo żeby się czegoś nauczyć, nie można się przepracowywać.
Marcus rzucił okiem w stronę stosu ksiąg Eichiego, jakby doskonale wiedział, że syn Ateny się tam ukrywał. Benedicto podążył za jego spojrzeniem, ale tego nie skomentował.
— W takim razie jutro znowu o trzeciej? — zaproponował Weasel.
Benedicto kiwnął głową. Marcus pożegnał się z nim i opuścił świetlicę. Benedicto przez chwilę siedział sam, po czym stwierdził, że lepiej będzie się zająć czymś innym. Pozbierał rzeczy i również wyszedł, zanim pomysł poprzeszkadzania Eichiemu stałby się zbyt kuszący.
Aby przewietrzyć głowę po tej intensywnej jak na niego nauce, potrenował trochę z mieczem, co go usatysfakcjonowało nawet bardziej niż zwykle. Hej, tak mógł się bawić! Podobało mu się to. Zadowolony, opuścił arenę i drugi raz w ciągu tego dnia natknął się na Andrew.
— I co, jak tam twoje polowanie na Marcusa? — zapytał syn Apollina.
— Dzięki ci, że mi go poleciłeś! Ten gość to cudotwórca!
— Naprawdę? — zdziwił się Andrew. — Jesteś pewien?
— Tak — potwierdził Benedicto. — Nie bardzo kumam, czemu wszyscy go tak nienawidzicie — przyznał.
Andrew nie odpowiedział na to. Benedicto poznał, że ten nie bardzo miał ochotę na dalszą rozmowę, więc dał mu spokój. Jednak nadal go to nurtowało... Czemu wszyscy tak nie znosili Marcusa? Zgoda, miał niecodzienny talent (albo raczej antytalent) i może nie najprzyjemniejszą powierzchowność, ale wcale nie był taki zły, jakby się wydawało z reakcji innych na dźwięk jego imienia! Dziś na przykład dał się przekonać do pomocy w lekcjach. A te kilka miesięcy temu gdyby nie on, to Benedicto skończyłby w areszcie za próbę kradzieży pawi z zoo.
Ostatecznie nie wymyślił nic mądrego w tym temacie. Zdecydował się jeszcze nieco powtórzyć historię przed kolacją, ale gdy tylko powziął ten zamiar, zorientował się, że nie miał ze sobą notatek. Przeszukał plecak jeszcze kilka razy, po czym doszedł do wniosku, że najpewniej zostawił je w świetlicy. Poszedł tam i zorientował się, że nikogo tam musiało nie być, bo światła były pogaszone. Wymacał włącznik i zaświecił lampę. Wtedy na stoliku, przy którym wcześniej siedział, dostrzegł kilka kartek, które musiały być notatkami, których szukał. Zebrał je i miał już wychodzić, ale z ciekawości zerknął w głąb świetlicy i zauważył, że stos książek Eichiego nadal leżał na swoim miejscu.
CZYTASZ
Miłość w czasach klątwy
FanfictionGdy dwóch przeklętych herosów stanie na swojej drodze, to nic nie będzie już takie jak dawniej. Przekonuje się o tym Eichi Yokoyama, który nie spodziewa się, że spotkanie z Benedictem, nowym obozowiczem wykrzykującym miłosne wyznania pod adresem cyk...