„Jak to będzie dalej tak wyglądać, to naprawdę do reszty zwariuję" — pomyślał Eichi, wpatrując się ponuro w piętrzący się przed nim stos książek, który od tygodnia ani trochę się nie zmniejszył, a chyba nawet nieco urósł.
Dobrze wiedział, co robił nie tak. Gdyby tylko zajął się tym, czym miał i nie błądził wszędzie indziej, to już dawno by wszystko zrobił, ale kiedy tylko próbował tak robić, to po kilku minutach się rozpraszał. A tu musiał coś doczytać, a tu zainteresowało go jedno zdanie oznaczające kilka godzin dalszych badań, tu zawiesił się i nie bardzo wiedział, gdzie w ogóle jest. Oczywiście mógł założyć sobie, że do interesujących tematów wróci później, ale zawsze, gdy tak robił, to albo o tym zapominał, albo już mu się nie chciało. Toteż nie zostawiał ich na później i w ten sposób stał się mistrzem w dokładaniu sobie niepotrzebnej pracy.
„Jestem totalnie udupiony" — pomyślał. — „Zaraz nie zdam roku".
Trochę zazdrościł Benedictowi, że ten potrafił sobie tak po prostu znaleźć korepetytora. To znaczy, też by mógł spróbować, bo pewnie gdyby poprosił wystarczająco ładnie, jego rodzeństwo wykazałoby się choć odrobiną solidarności. Wiedział jednak, że to nie odniesie pożądanego skutku, bo absolutnie nie znosił, gdy ktoś próbował pomagać mu w nauce. To zawsze kończyło się frustracją obu stron i jeszcze większą niechęcią Eichiego do dalszego zabrania się za problematyczne tematy.
— Dobra, wezmę się w garść — obiecał sobie na głos. — Spiszę wszystko, o czym chcę poczytać... i poczytam o tym. Ale w wakacje. A jeśli nie, to już trudno!
Wygrzebał wśród wszystkich rzeczy jakąś jeszcze niezapisaną kartkę i nagryzmolił na niej wielki nagłówek „Do sprawdzenia później". Był niemal pewien, że i tak za niedługo zapomni dopisywać na owej kartce nowe rzeczy i zakopie mu się ona w stosie notatek, ale sam fakt jej przygotowania nieco poprawił mu nastrój.
Otworzył ponownie książkę do fizyki. Wreszcie udało mu się przeczytać całą jedną sekcję bez zbytniego rozpraszania się (nie licząc przerw na wypisanie zbyt wielu podpunktów, które obiecał sobie sprawdzić w bliżej nieokreślonej przyszłości). Ale niedługo nacieszył się tym sukcesem, bo gdy usłyszał otwierające się drzwi świetlicy (chyba nigdy nikt nie naoliwił ich zawiasów), zerknął, ciekaw, kto wszedł.
Blondynka z westchnieniem usiadła na krześle przy stoliku obok tego Eichiego, a on poznał w niej którąś z sióstr Juel. Miał nadzieję, że to nie Stella, bo prawdę mówiąc, za każdym razem, gdy ją widział, zaczynał w jej obecności czuć się okropnie niezręcznie. Chociaż uważał, że wszystko już dawno sobie wyjaśnili, to ona i tak zachowywała się jak obrażona księżniczka. Już wolał, gdy chodziła napuszona jak paw i sądziła, że wszyscy padną jej do stóp.
Zanim zdążył się zorientować, z którą z sióstr ma do czynienia, ona go zauważyła. Wpatrywała się w niego zaskoczona przez całą sekundę, zanim ostentacyjnie odwróciła wzrok. Czyli jednak Stella... Bella tak na niego nie reagowała. No nic, pewnie zawsze już będzie się tak zachowywała. Chyba nie miał na to wpływu.
Ukrył się więc znowu za książkami, chcąc wrócić do fizyki, ale nie było mu to dane.
— Nie chowaj się, Eichi, widziałam cię — odezwała się Stella.
Eichi wychynął zza książek.
— Nie chowam się — odpowiedział znużony. — Uczę się, jakbyś nie widziała.
— No właśnie nie bardzo widzę — stwierdziła. — Zza tego stosu nic nie widać.
„I bardzo dobrze" — pomyślał. — „Przynajmniej mam chwilę spokoju od takich jak ty".
CZYTASZ
Miłość w czasach klątwy
FanfictionGdy dwóch przeklętych herosów stanie na swojej drodze, to nic nie będzie już takie jak dawniej. Przekonuje się o tym Eichi Yokoyama, który nie spodziewa się, że spotkanie z Benedictem, nowym obozowiczem wykrzykującym miłosne wyznania pod adresem cyk...