— Wypasanie krów? Tego już za wiele!
Eichi był już bardzo blisko powiedzenia Herze, że ma już po uszy wszystkich jej durnych misji, o których nawet nie chciał więcej myśleć. Już przez blisko dwa miesiące niemal nieustannie z Benedictem spełniali każde jej najmniejsze życzenie, chcąc, jak to ona określiła, „się wykazać", ale wszystko wskazywało na to, że to ani trochę nie przybliży ich do zdjęcia klątw.
— To w listopadzie się w ogóle wypasa krowy? — zdziwił się Benedicto.
— Chyba tak — odpowiedział Eichi, przypomniawszy sobie mglisto, że kiedyś coś na ten temat czytał (choć czytał o tylu rzeczach, że mogło mu się pomieszać). — Ale wiesz co, nawet w najgorszych snach nie przypuszczałem, że stanę się dożywotnim sługą bogini.
— Dożywotnim? Nie przesadasz trochę?
— A nie widzisz, dokąd to zmierza? Hera nigdy nie zamierzała zdjąć z nas klątw. Teraz wysyła nas na każdą misję, bo wygodniej jej posłużyć się nami, niż znaleźć sobie innych herosów.
— A się jej nie sprzeciwimy, bo wtedy zamieni nas w popiół.
— Dokładnie.
Eichiego wcale nie cieszyła ta perspektywa, ale co miał poradzić? Nie miał kompletnie żadnych pomysłów jak wydostać się z tej sytuacji. No może poza takim, żeby umrzeć, ale jeszcze nie spieszyło mu się do grobu. Ewentualnie mogli poszukać innego sposobu na zdjęcie klątw... Tylko że to groziło tym, że staną się chłopcami na posyłki nie jednego, a przynajmniej dwóch bogów.
— Chociaż wiesz, co ci powiem? — Benedicto wyrwał Eichiego z rozmyślań. — Póki co moja klątwa jest całkiem spokojna. Po Śrubce już nic mnie nie trafiło. Może jednak Hera zdjęła klątwy?
— I co, nie powiedziała nam? To bez sensu.
— Ale wiesz, jest taka możliwość.
— Poczekaj do moich urodzin. To wtedy się przekonasz, że klątwy są i mają się dobrze. Przynajmniej moja.
— Przyznam szczerze, że jestem ciekaw, jak to wygląda... Co takiego może ci przynieść pecha?
— Wiele rzeczy — odpowiedział Eichi. — Może się obudzić nowe zagrożenie, o którym słyszeliśmy tylko w najdawniejszych mitach, mogę rozwścieczyć harpie i będą chciały nas zjeść, Stella Juel może się we mnie zakochać... — Na myśl o tym ostatnim aż się wzdrygnął.
— To ostatnie to był żart?
— Na szczęście tak. — Eichi odetchnął z ulgą. — Klątwa jeszcze nigdy nie sprawiła, by ktoś się we mnie zakochał, a nawet jakby to zrobiła, to musiałaby to być nieszczęśliwa miłość. Tylko że dla mnie, więc ten ktoś musiałby być szczególnie odrażający.
— A może sprawiłaby, że ty byś się zakochał? — podsunął Benedicto.
— W kimś nieosiągalnym, mówisz? Kimś, kto by mnie zaraz znienawidził za te uczucia?
Benedicto zmarszczył brwi.
— Czy ty coś sugerujesz?
— Ja? Skąd! Zresztą, to ty zacząłeś.
— Ty pierwszy wspomniałeś o zakochiwaniu się w ramach klątwy.
— Mówiłem ci już, że moja klątwa nie wiąże się z miłością. To twoja jest miłosna.
— Tak, racja... Ale mówię ci, ostatnio naprawdę jest dobrze. Jest szansa, że jeszcze przez długi czas tak będzie! Może nawet na zawsze.
Eichiemu to całkiem odpowiadało. Wcale nie miał ochoty być świadkiem tego, jak Benedicto ugania się za kimś, kto bynajmniej nie byłby dla niego dobrym partnerem, i próbować mu wybijać z głowy tych uczuć. Zwłaszcza jeśli znowu zakochałby się w jakimś potworze. To byłoby szczególnie przykre.
— To dobrze — powiedział na głos. — Mam zero doświadczeń miłosnych, więc nie umiałbym cię wtedy niańczyć. Musiałbym jeszcze mówić ci, że będzie dobrze i że rozumiem, co czujesz, chociaż żadna z tych rzeczy nie byłaby prawdą.
— Ale naprawdę? Zupełnie nigdy cię nie trafiło?
— Pyta koleś, którego wszystkie zauroczenia wywołała klątwa... Wyobraź sobie, że nie. Nie miałem okazji. — Benedicto nadal milczał, jakby sugestywnie, więc Eichi nie wytrzymał. — No dobra, Ichigo!
— Kto?
— Ichigo. Z anime.
— Okej... nie wnikam.
Eichi też nie zamierzał, bo z chwilą, gdy to powiedział, już żałował. Chociaż i tak zdziwiło go, że w ogóle o tym wspomniał. O swoich zachwytach fikcyjnymi bohaterami nie wspominał nikomu i kropka. I jeszcze musiał akurat z tym konkretnym wyjechać. W tej chwili marzył jedynie o tym, żeby się zapaść pod ziemię.
— Eichi? — odezwał się Benedicto. — Wszystko w porządku?
— Po kompromitacji życia? Niezbyt — burknął.
— Kompromitacji? Słuchaj, nie jesteś jedynym, który zachwycał się fikcyjnymi postaciami. Ja też mam swoich idoli. Choć akurat nie gustuję w anime, ale superbohaterowie zawsze przyciągali mój wzrok.
Eichi zmusił się, by spojrzeć na Benedicta. Syn Afrodyty uśmiechał się lekko, co ostatecznie przekonało go, że mówił szczerze. Choć nadal żałował, że tak znienacka o tym wypalił, to sytuacja już nie przedstawiała się tak ponuro. Przynajmniej nie będzie musiał się zapadać pod ziemię, a to zawsze coś.
— Heh... — mruknął w końcu. — Tylko nie mów nikomu, nie mam ochoty słuchać głupich docinek.
— Nie ma problemu — zapewnił go Benedicto. — Nawiasem mówiąc, jakbyś chciał, to możesz mi kiedyś opowiedzieć o tym anime.
— Może tak... Szkoda, że w Obozie Herosów nie bardzo damy radę je obejrzeć. Może jak zdobędę mangę, to ci pokażę. Ale w tej chwili jestem spłukany.
— Doskonale to rozumiem.
Eichi nie odpowiedział, bo i nie bardzo wiedział, co. Zresztą, miał poczucie, że o czymś zapomniał. O czymś ważnym. Ale za nic nie umiał sobie przypomnieć, o co chodziło. Zanim jeszcze zeszli na temat fikcyjnych postaci... Rozmawiali o miłości, temacie nieco żenującym. Ale nie, to na pewno nie dotyczyło miłości!
Wreszcie zorientował się, że przez cały ten czas coś bezwiednie miętosił w dłoniach. Spojrzał, by zobaczyć, co to było. Jego oczom ukazała się ulotka ze zdjęciem nawet urokliwego pastwiska, opatrzona sugestywnym napisem: „Powodzenia!".
No tak! Misja! Ta głupia misja wypasania krów! To od niej wszystko się zaczęło i to na niej powinni się teraz skupić. Bo, jak ustalili wcześniej, nie mieli innego wyjścia.
— Muszę szybko znaleźć sposób na te klątwy, bo naprawdę dłużej tego nie wytrzymam — powiedział.
— W zupełności się z tobą zgadzam — potaknął Benedicto.
— Może na pastwisku doznamy olśnienia. Chodź, zbierajmy się.
I poszli do swoich domków, by po raz już nie wiadomo który zebrać się na misję, która nie miała niczego zmienić.
~~~~
Bążur, tak, napisałam ją całą w jeden dzień. Wprowadza jeden minor arc, o którym wspomniałam w historii Eichiego, also na discordzie już zdążyłam zaspoilerować, o co chodzi. Ale jeszcze nie zaspoilerowałam największego plot twistu, znaczy chyba.
CZYTASZ
Miłość w czasach klątwy
FanfictionGdy dwóch przeklętych herosów stanie na swojej drodze, to nic nie będzie już takie jak dawniej. Przekonuje się o tym Eichi Yokoyama, który nie spodziewa się, że spotkanie z Benedictem, nowym obozowiczem wykrzykującym miłosne wyznania pod adresem cyk...