— Ekspansja terytorialna Rosji w osiemnastym wieku... Bla, bla, bla, nie obchodzi mnie to! — niemal krzyknął Benedicto. — Po co mi to? — jęknął smętnie.
— Powtarzasz to dziesiąty raz — zauważył Eichi. — I przez ciebie ja dziesiąty raz czytam jedno zdanie.
— Sorki...
Benedicto zerknął po raz kolejny do książki, ale Eichi wiedział, że ten wcale nie czytał. Po prostu usilnie starał się mu nie przeszkadzać, ale pewnie i tak zaraz znowu się odezwie. Eichi, prawdę mówiąc, już pogodził się z tym, że więcej teraz już mu się nie uda zrobić. Może później, kiedy zostanie sam, to się w końcu czegoś nauczy.
A wypadałoby w końcu zrobić jakieś postępy. W troskę o edukację młodzieży Obóz Herosów organizował coś w rodzaju własnych lekcji, chociaż jak wszystko tutaj, trzeba było brać to raczej luźno. Nikt nie oczekiwał od mnóstwa dzieciaków z ADHD zbytniego skupienia, więc zadowolili się tym, żeby co jakiś czas okazywali postępy i zdawali egzaminy państwowe. Ale i to bywało czasem trudne, czego dowód właśnie siedział naprzeciwko Eichiego i głośno narzekał.
Nie żeby Eichiemu szło lepiej, chociaż jego problemy były nieco odmiennej natury niż te Benedicta. Podczas gdy syn Afrodyty narzekał na nudny materiał, to Eichi wręcz przeciwnie — to wszystko było aż nazbyt ciekawe. Więc oczywiście, zamiast przeczytać jeden temat z podręcznika i mieć spokój, wynalazł przynajmniej z pięć lektur uzupełniających, tak grubych, że nie byłby w stanie przeczytać ich nawet w miesiąc. Jakim cudem innym dzieciom Ateny udawało się jakoś sensownie uczyć, nie miał pojęcia.
— Potrzebuję przerwy, bo zaraz zwariuję — oświadczył Benedicto.
Gdy to powiedział, Eichi postanowił przestać łudzić się, że coś jeszcze zrobi, bo szczerze mówiąc, też potrzebował przerwy.
— Znaczy wolę to niż starą szkołę — kontynuował Benedicto. — Ale i tak, mózg mi siada!
— Wiem, co czujesz — westchnął Eichi. — Mam tak dosyć często.
— Wiesz, co? Jeszcze tylko kilka lat i w końcu to się skończy! Po tym wszystkim pójdę na AWF i już nie będę musiał się uczyć o jakiejś tam Rosji czy innej Mołdawii.
Tak, to pasowało do Benedicta — akademia sportowa, w której będzie mógł rozwinąć skrzydła. Eichi uśmiechnął się delikatnie.
— A ty? — podjął ponownie Benedicto. — Co planujesz?
— Ja? — zdziwił się Eichi. — Ale że co chcę studiować?
— Ano.
Na to nie potrafił odpowiedzieć. Było tyle rzeczy, które mógłby robić! Tyle że... żadna z nich nie była jego życiową pasją. Podejmował się mnóstwa różnych zajęć, ale zawsze szybko tracił nimi zainteresowanie.
— Nie wiem, czy nadaję się do college'u — stwierdził w końcu. — Cokolwiek nie wybiorę, po miesiącu mi się odwidzi. To chyba nie ma sensu.
— Nie mów tak, na pewno jest coś, co jest ci pisane! — zaprotestował Benedicto.
— A co? Już ci mówiłem, że zbieranie losowych ciekawostek to nie jest coś, z czego mógłbym wyżyć!
— Przepraszam — zawstydził się Benedicto. — Ja... nie chciałem.
— Nie, w porządku, to nie twoja wina. No nie wiem, lubię książki... Ale jakbym miał z nimi pracować, to moja dysleksja by mnie wykończyła. A tak poza tym... Naukowcem raczej nie zostanę, sportowcem też nie... A może nauczycielem? Nie... Nie mam cierpliwości do ludzi. I ech, nie mam już więcej pomysłów.
CZYTASZ
Miłość w czasach klątwy
Fiksi PenggemarGdy dwóch przeklętych herosów stanie na swojej drodze, to nic nie będzie już takie jak dawniej. Przekonuje się o tym Eichi Yokoyama, który nie spodziewa się, że spotkanie z Benedictem, nowym obozowiczem wykrzykującym miłosne wyznania pod adresem cyk...