Mieszkańcy Szóstki od zawsze mieli Eichiego za dziwaka, ale gdy zaczął w panice biegać po całym domku i przeszukiwać każdy jego kąt, zgodnie uznali, że już do reszty postradał rozum. To znaczy, nie same jego poszukiwania ich zadziwiły, ale fakt, że zapytany o cokolwiek wydawał z siebie jedynie jakieś nieartykułowane krzyki. W końcu zostawili go samego ze sobą, co bynajmniej mu nie pomogło.
— Musi tu gdzieś być — mamrotał do siebie. — Nie mógł przecież wyparować!
— Czego szukasz? — zapytał go ktoś z rodzeństwa.
Eichi nawet na niego nie spojrzał.
— Niczego — burknął.
Bardzo chciał poprosić kogoś o pomoc, ale w tym wypadku to akurat nie wchodziło w grę. Nikt, absolutnie nikt nie mógł się dowiedzieć, co zgubił! No dobrze, może z jednym wyjątkiem, ale nie łudził się, że Benedicto będzie w stanie mu pomóc. W końcu nie bywał zbyt często w Szóstce, a Eichi miał absolutną pewność, że nigdy tego z domku nie wynosił. No, na ile absolutną pewność może mieć ktoś, kto co chwilę ustawia rzeczy w złych miejscach, oczywiście.
Gdy minęła może nawet i godzina tej bezładnej bieganiny, Eichi uznał, że jego zguba musiała zniknąć w czeluściach Tartaru. Postanowił poszukać jej później, a teraz spróbować zająć się czymś pożytecznym. Jednak za cokolwiek się zabierał, nie był w stanie się na tym skupić. Ciągle myślał o zgubie. W końcu postanowił pójść do świetlicy i przetrząsnąć porządnie swój stos książek (który już ostatecznie, za sugestią Benedicta, przestał na noc rozbierać). Ale i tam nic nie znalazł.
Ostatecznie uznał, że sięgnie po ostatnią deskę ratunku i zwróci się do Benedicta o pomoc. Wątpił, że to coś mu da, ale przynajmniej będzie miał wsparcie moralne. Założył, że pewnie będzie teraz w jakiś sposób trenować, więc ruszył w stronę areny. Nagle jednak ktoś chwycił go za rękę. Eichi odwrócił się gwałtownie.
— Stella? — zdziwił się, widząc akurat ją.
— A na kogo ci wyglądam?
Kusiło go, by przypomnieć jej, że wygląda niemal identycznie jak Bella, ale nie miał ochoty się z nią kłócić. Zastanawiało go jednak, po co go zatrzymała.
— Czego chcesz? — zapytał. — Myślałem, że jestem najgorszym, co cię w życiu spotkało i nie masz ochoty mnie oglądać.
— Nic się nie zmieniło, ale poświęcisz mi teraz chwilkę.
— A jeśli nie, to co? — Wyswobodził dłoń z jej uścisku.
— Nie sądzę, żebyś chciał wiedzieć.
Uśmiechnęła się, pozornie uroczo, ale Eichi nie dał się zwieść. Coś kombinowała.
— No dobrze — zgodził się.
Stella poprowadziła go do zbrojowni i zamknęła za nimi drzwi. Nie bardzo wiedział, czemu chciała się z nim spotkać akurat w takim miejscu.
— Tu nikt nas nie podsłucha — wyjaśniła.
— Dobra, to w takim razie czemu marnujesz mój czas?
— Powiedział ten, co przetrząsa cały obóz w poszukiwaniu pamiętnika. To dopiero marnotrawstwo czasu! — Zaśmiała się.
Eichiemu za to bynajmniej nie było do śmiechu.
— A więc to twoja sprawka! — krzyknął. — Ty go zabrałaś!
— Jakiś ty domyślny...
— Ale jak? Nie rozumiem... Przecież nie wchodziłaś do Szóstki!
— Nie musiałam — odparła Stella. — Musisz uważniej patrzeć, jakie zeszyty zabierasz na świetlicę.
CZYTASZ
Miłość w czasach klątwy
FanfictionGdy dwóch przeklętych herosów stanie na swojej drodze, to nic nie będzie już takie jak dawniej. Przekonuje się o tym Eichi Yokoyama, który nie spodziewa się, że spotkanie z Benedictem, nowym obozowiczem wykrzykującym miłosne wyznania pod adresem cyk...