Oczom Eichiego ukazało się duże, okrągłe pomieszczenie. Jego uwagę zwróciły podpierające je kolumny oraz wielkie krzesła stojące przy nich. Nie, to nie były krzesła... To były trony. A to pomieszczenie, salę tronową Olimpu, Eichi bardzo dobrze znał, w końcu już kilka razy był tu razem z wycieczkami z Obozu Herosów. Ale co tu robił? Czemu, ze wszystkich możliwych miejsc, akurat ta sala? Jakoś nie widział powodu, dla którego on, tylko półbóg, miałby się tu znaleźć. No chyba że miał się spotkać z jakimś bogiem? Tak, to brzmiało najbardziej prawdopodobnie. Jakiś bóg chciał go zobaczyć i go tu wysłał. Tylko że tu nikogo nie było.
I ledwo to pomyślał, usłyszał dźwięk czyichś kroków. Napiął się, a raczej napiąłby się, gdyby miał czym. W tym momencie zrozumiał bowiem, że jego ciało zniknęło, a on sam był jedynie świadomością. Bo to był sen. No oczywiście... Teraz to nabierało sensu. Czyli prawdopodobnie zaraz zobaczy coś, co będzie istotne. To, czy powinien to widzieć, to już inna sprawa.
W końcu jego oczom ukazała się kobieta o olśniewającej urodzie i długich, ciemnych lokach opadających na jej ramiona. Dumna i wyniosła, kroczyła przez salę, czując się tu zupełnie jak w domu. Nic dziwnego, bo to w końcu był jej dom. Dzięki płaszczowi z pawich piór, który na siebie włożyła, nie dało się nie rozpoznać w niej Hery, królowej bogów. Ale dopiero po chwili Eichi zwrócił uwagę na to, że nie była zadowolona. Ba, na jej twarzy malowała się wściekłość! To zdecydowanie nie wróżyło dobrze. Wściekła Hera to jedna z tych rzeczy, których należało za wszelką cenę unikać.
Ale najwyraźniej Atena, którą Eichi poznał po włosach, równie ciemnych, co te Hery, a także po twardym spojrzeniu stalowoszarych oczu, była innego zdania. Wkroczyła do sali tronowej, wyglądając, jakby niej nie zrobiło to wrażenia. Albo może po prostu Hery nie zauważyła, bo jej uwaga skupiła się na jeszcze innej bogini, idącej za nią. Bogini ta była piękniejsza nawet od królowej, choć w inny sposób — jej uroda była nieuchwytna, jakby ciągle zmienna, nawet nie dało się jej opisać. Eichi nie miał jednak ochoty wpatrywać się bez przerwy w Afrodytę, toteż odwrócił wzrok. Czuł, że zaraz coś się wydarzy, dlatego postanowił pozostać czujny.
Hera w końcu spostrzegła, że nie jest sama. Otaksowała pozostałe boginie spojrzeniem, po czym ostentacyjnie się odwróciła. Nie uszło to uwadze tamtych.
— Och, nie bocz się już na nas tak! — zawołała Afrodyta. — Ares tylko rzucił żarcikiem, to wszystko!
— To wszystko? — prychnęła Hera, zwracając się w jej stronę i krzyżując ręce na piersi. — Naprawdę uważasz, że to tylko żarcik?
— Wyjątkowo zgodzę się z Afrodytą — wtrąciła się Atena. — To miało miejsce kilka tysięcy lat temu! A poza tym dobrze wiesz, że Eris chciała nas po prostu skłócić.
— I się jej to udało — mruknęła Afrodyta. — Oczywiście to dlatego, że nie chciałyście wierzyć w to, że jestem najpiękniejsza.
Atena obrzuciła ją spojrzeniem, które mówiło: „zamknij się, bo pogarszasz sytuację". Afrodyta wyraźnie się zmieszała, ale żeby nie stracić zupełnie twarzy, wzruszyła ramionami.
— O tym właśnie mówię! — wybuchła Hera. — Obie uważacie się za lepsze ode mnie! Myślicie, że tego nie widzę? Dla was to niewinne żarciki, ale nie obchodzi was, jak ja się czuję!
— Ja nie powiedziałam, że to niewinny żarcik — zaprotestowała Atena — tylko że powinnyśmy o tym zapomnieć. Rozpamiętywanie tego nic nam nie da.
— Ale ty też się śmiałaś!
— Śmiałam się z Aresa, bo jest głupi.
— I myślisz, że ci uwierzę? A zresztą, i tak wiem, co wszyscy sobie o mnie myślicie! Jędza Hera, głupia, naiwna Hera, która myśli, że Zeus wreszcie przestanie ją zdradzać na prawo i lewo, która myśli, że kiedyś ktoś wreszcie ją doceni! Ale nie, lepiej jej jeszcze bardziej dopiekać przez to jabłko!
CZYTASZ
Miłość w czasach klątwy
FanfictionGdy dwóch przeklętych herosów stanie na swojej drodze, to nic nie będzie już takie jak dawniej. Przekonuje się o tym Eichi Yokoyama, który nie spodziewa się, że spotkanie z Benedictem, nowym obozowiczem wykrzykującym miłosne wyznania pod adresem cyk...