XXXII Zrobiła transakcję życia

0 0 0
                                    

— Do Andrew? — zdziwił się Benedicto. — Ale czemu do niego? Nie chcesz przypadkiem pogadać z Lizzie?

— Pomyśl chwilę! — odparł Eichi. — Jeśli zapytamy Lizzie, ona doda dwa do dwóch i rozgada po całym obozie, że Stella mnie śledzi! Nie możemy liczyć na jej dyskrecję. Ale Andrew może będzie coś wiedzieć, w końcu wszędzie chodzą razem!

— Kogoś mi to przypomina...

Eichi rzucił Benedictowi spojrzenie, które mówiło: „to nie pora na głupie dowcipy". Kiedy wreszcie złapał jakiś trop, nie chciał się rozpraszać! I tak wystarczająco rozproszył się zupełnie niedawno, gdy miał działać, a zamiast tego znalazł się w sytuacji jednocześnie wyjątkowo przyjemnej i niekomfortowej. Zorientowawszy się, że zaczyna rozpamiętywać szczegóły, skarcił się w duchu. Miał się nie rozpraszać...

— Może jednak trochę pożartuj — rzucił, starając się, żeby brzmiało to w miarę zdawkowo.

— No dobra — zgodził się Benedicto. — Dlaczego blondynka wkłada gazetę do lodówki?

— Tylko nie o blondynkach, błagam! Nie chcę słuchać kawałów o blondynkach.

— No dobra, to mam inny, trochę absurdalny, ale zawsze mnie bawi.

Eichi bał się, co Benedicto rozumie przez „absurdalny", ale jednocześnie zaciekawiło go to nieco.

— Dawaj.

— To słuchaj tego: były sobie trzy żółwiki i pierwszy żółwik mówi, że przed nim nie ma żółwika, ale za nim jest. Drugi, że przed nim i za nim są żółwik, trzeci też, że przed nim i za nim są żółwik. Jak to możliwe?

— E... nie wiem?

— Trzeci żółwik kłamał!

Eichi rzucił Benedictowi spojrzenie pełne politowania.

— Poważnie? Skąd ty bierzesz te kawały?

— No weź! W ogóle cię to nie bawi?

— Niezbyt, to bez sensu! Co jest zabawnego w tym, że kłamał?

— No właśnie to! Człowiek zawsze się spodziewa niezwykłej i zaskakującej puenty, a tu jej nie ma! I to jest takie zabawne.

— Skoro tak twierdzisz...

Uśmiechnął się jednak, ale wcale nie dlatego, że kawał nagle bardziej do niego trafił. Po prostu Benedicto zawsze robił wszystko, by polepszyć mu humor, zawsze dla niego był. Eichi tyle razy korzystał z jego pomocy... No właśnie. On korzystał. Myśli musiały odbić się na jego twarzy, bo Benedicto odezwał się znowu:

— Chyba jednak nie bardzo cię bawię, co?

Eichi nie odpowiedział, bo właśnie dotarli na strzelnicę, gdzie Andrew jak zawsze oddawał bezbłędne strzały. Nie od razu zwrócił jego uwagę — po pierwsze, chciał upewnić się, że Lizzie nie było w pobliżu, a po drugie, wolał nie ryzykować, że Andrew, zaskoczony ich przybyciem, wystrzeli strzałę prosto w ich kierunku.

Wreszcie syn Apollina zrobił sobie przerwę i ich dostrzegł.

— Hej wam — przywitał się. — Co słychać?

Eichi nie miał ochoty na luźne pogawędki. Postanowił przejść do rzeczy.

— Wiesz może, co ciekawego porabia Lizzie? — zapytał.

— Lizzie? — zdziwił się Andrew. — Czemu jej szukacie?

Wyglądał na zdumionego samym pomysłem, że ktoś poza nim mógłby celowo szukać towarzystwa gadatliwej córki Hefajstosa.

Miłość w czasach klątwyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz