XXIV Jestem zdesperowany

0 0 0
                                    

Nadeszła wiosna, która przyniosła znaczącą poprawę w pogodzie, ale niestety nie w stopniach Benedicta. Choć starał się, jak mógł, to jednak pseudo-szkoła Obozu Herosów ani trochę nie pomagała mu w nauce, a wręcz przeciwnie — miał zerowy talent do samodzielnego organizowania się i oddawania zadań na czas, więc było jeszcze gorzej niż kiedyś. Choć już wiele razy próbował to zmienić, to wszystkie jego wysiłki okazywały się bezskuteczne. Wiedział, że musi znaleźć jakieś rozwiązanie i to szybko.

Postanowił zwrócić się o pomoc do pierwszej osoby, która przyszła mu na myśl.

— Gdybym umiał ci pomóc, to z wielką chęcią bym to zrobił — powiedział Eichi, wysłuchawszy go — ale obawiam się, że jeszcze bardziej namącę ci w głowie. Zresztą... — Zerknął z przerażeniem na piętrzący się przed nim stos ksiąg. — Minie z pół roku, zanim się wykopię spod własnych zadań.

— A znasz kogoś, kto może mi pomóc? — zapytał Benedicto błagalnym tonem. — Muszę to zdać! Bo jak nie... to w sumie nie wiem, co się stanie, ale chcę zdać!

— Hmm... Może u kogoś z mojego rodzeństwa. — Ostatnie słowo Eichi wypowiedział z ledwo dostrzegalną nutą niechęci. — A może... Zresztą, nieważne.

Benedicta zastanowiło, co kryło się za tym „nieważne". Poczekał chwilę, ale Eichi nie był skory do udzielenia dalszych wyjaśnień, raczej wyglądał, jakby chciał wrócić do prób uczenia się. W takim razie chyba lepiej było mu nie przeszkadzać. No... może zabierze mu jeszcze tylko małą chwilę. Oparł się ręką o stolik i przysunął nieco bliżej. Eichi zerknął na niego, ale jego myśli musiały być gdzieś indziej, bo zdawał się nie rozumieć, o co chodziło. Benedicto przysunął się jeszcze bliżej.

— Dostanę chociaż buziaka?

Teraz Eichi zrozumiał. Z uśmiechem przysunął się do Benedicta i dał mu to, czego chciał. Benedicto w zamian poczochrał go po włosach.

— Powodzenia w nauce — powiedział.

— Tobie też.

Benedicto ruszył więc na poszukiwania korepetytora. To znaczy przynajmniej taki miał zamiar, bo poza Eichim nie miał więcej pomysłów. Chociaż mógł rzeczywiście posłuchać jego sugestii i odwiedzić Szóstkę, to jednak uznał to za ostateczność. Nie wiedzieć czemu, dzieci Ateny go onieśmielały... No, wszystkie poza jednym, oczywiście. Przyjął więc nową taktykę szukania korepetytora polegającą na podchodzeniu do losowych obozowiczów i zadawaniu wszystkim tego samego pytania.

— Możesz mi pomóc z lekcjami lub znasz kogoś, kto mógłby mi pomóc?

Andrew Wright, syn Apollina, któremu tym razem zadał to pytanie, zmarszczył brwi, jakby się namyślał.

— A Eichi nie może ci pomóc?

— Odpada, jest zarobiony po czubek głowy.

— No to ogólnie ktoś od Ateny...

— A inne opcje?

— Ta opcja pewnie ci się nie spodoba. — Andrew westchnął. — Nikomu o zdrowych zmysłach by się nie spodobała.

— Nie jestem przy zdrowych zmysłach — stwierdził Benedicto. — Jestem zdesperowany. Muszę zdać rok, więc błagam, powiedz, kto to jest! — Złożył ręce, jakby do modlitwy.

— Skoro nalegasz... Marcus całkiem dobrze radzi sobie w nauce, chociaż nie wiem, czy będzie chciał ci pomóc.

— Zaraz się przekonam.

— Naprawdę? — Andrew uniósł brwi w wyrazie zaskoczenia.

— Zapytanie Marcusa na pewno nie będzie gorsze niż oblanie roku.

Miłość w czasach klątwyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz