XXXVII Nie będę musiała złamać ci serca

0 0 0
                                    

Umówili się na piątą. Oczywiście nie na terenie Obozu Herosów, bo dobrze wiedzieli, że jeśli ktoś zobaczyłby ich razem, to nie uciekliby przed ciekawością obozowiczów. Zwłaszcza jeśli padłoby na Stellę... Gdyby Stella pomyślała sobie, że między Bellą i Eichim coś było, to już nigdy by się od niej nie uwolnili. Tak więc Eichi, starając się, by nikt go nie dostrzegł, przekroczył granicę w lesie i zaczekał na Bellę, która przyszła spóźniona tylko o minutę.

Otaksował ją spojrzeniem i dostrzegł, że ubrała się nieco lepiej niż zazwyczaj, ale jednak nie tak, by wywrzeć jakieś szczególne wrażenie. To mu nawet odpowiadało, bo to wszystko i tak nieco za bardzo jak na jego gust przypominało randkę i nie był pewien, jaka część jego sprzed paru godzin była taka głupia, żeby się na to zgodzić. Ale chyba jednak wszystko było czyste... Skoro Benedicto się zgodził bez wahania... Chociaż Benedicto w ogóle zachowywał się dziwnie — nadal nie chciał zbytnio rozmawiać i wyglądał, jakby nad czymś intensywnie rozmyślał.

— To co, gotowy? — zapytała Bella, gdy go ujrzała.

— Chyba tak — odparł. — Chociaż i tak nadal nie rozumiem, czemu upierasz się na nazywanie tego nierandką, a nie zwyczajnym przyjacielskim wypadem.

— Już ci mówiłam, że powiem ci potem, o co chodzi.

— A w ogóle mamy jakiś plan? Czy chcesz odwiedzać losowe miejsca?

— Słyszałam, że w kinie ostatnio puszczają całe mnóstwo kiczowatych romansów, co będzie wręcz idealne...

Kiczowate romanse brzmiały nieco przerażająco.

— A nie lepiej jakieś sci-fi?

— Jeśli te romanse będą zbyt kiczowate, to zgoda, ale właściwie to chyba wolałabym jednak zobaczyć romans.


Romans, który w końcu wybrali, był absolutnie najbardziej kiczowatą rzeczą, którą Eichi zobaczył w tym roku.

— Miałem rację — powiedział. — Sci-fi byłoby lepsze.

— No dobra, tu się z tobą zgodzę — przytaknęła Bella. — Aż mnie ciarki przechodzą, jak przypominam sobie tę ostatnią scenę.

Eichi ucieszył się, że Bella podzielała jego zdanie, bo jego przy ostatniej scenie aż zemdliło. Oczywiście, jak to w filmie romantycznym, pod koniec bohaterowie musieli się pokłócić w wielkim stylu, ale na sam koniec pogodzili się...

— Kto tak robi? — zapytał już głośno. — Oni nawet sobie nic nie wyjaśnili i oczywiście na koniec musiały być buziaczki i „Och, Harry, jak ja cię kocham!", a potem „Betty, nie mogę bez ciebie żyć!", a potem jeszcze oczywiście musieli iść do łóżka!

— Oni w ogóle nie mieli ze sobą chemii!

— No właśnie! Błagam, obiecaj mi, że już nigdy nie będziesz mi kazała iść do kina na żaden romans.

— Po tym czymś? Nie ma mowy. Wiesz co, chodźmy może coś zjeść, żeby zapomnieć o tym koszmarze.

Eichi przyjął jej propozycję z wdzięcznością i w ten sposób zaszli do pobliskiej knajpy. Burgery z pewnością były lepsze niż filmy, które docelowo miały być łzawe, a okazywały się zwyczajnie żenujące. Choć oczywiście był taki tłok, że trochę musieli poczekać na jedzenie. Eichi postanowił spróbować znowu dowiedzieć się, co Belli chodziło po głowie.

— Dobra, czy teraz możesz już wyjaśnić, o co ci chodzi? — zapytał.

— Być może — odpowiedziała Bella. — Chociaż powinieneś się już powoli domyślać.

Miłość w czasach klątwyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz