Eichi miał wielką nadzieję, że za bezpośrednie wezwanie imienia Hery nie spadnie na niego kara niebios, ale już naprawdę nie wiedział, w jaki inny sposób zwrócić jej uwagę. Ale hej, zachował szacunek! Przynajmniej w słowach, bo myśli to inna para kaloszy.
Wtedy zauważył postać, która wyszła z zaułka. Pierwszym, na co zwrócił uwagę, nie była jej twarz, ale ubranie. Chociaż z pozoru pospolite — zwiewna, jasna sukienka oraz zielononiebieska chusta zarzucona na ramiona — to jednak nawet w tym stroju dało się wyczuć swego rodzaju królewskość. Gdy podniósł wzrok i zauważył władcze, acz w pewnym sensie ciepłe spojrzenie oraz ciemne włosy okalające twarz kobiety, doszedł do wniosku, że nie mógł być to nikt inny niż Hera.
Eichi skłonił się lekko, chociaż prawdę mówiąc, nie bardzo wiedział, jak powinien się zachować. Chociaż widział bogów kilka razy na Olimpie, to jednak nigdy z żadnym nie rozmawiał bezpośrednio. Byle tylko nie palnie gafy, przez którą Hera spali go na popiół...
— E... — wybąkał, gdy już podniósł głowę. Ech, świetny początek. — Mamy pawie...
Hera, która w tym czasie badawczo przyglądała się herosom, przerzuciła wzrok na ptaki, nadal trzymane przez Eichiego na sznurach. Gdy je dostrzegła, na jej ustach pojawił się cień uśmiechu. Wyciągnęła dłoń i Eichi, zrozumiawszy gest, wręczył jej końcówki sznurów. W tej chwili pawie również zorientowały się, że powróciły do prawowitej właścicielki, bo przeszły kawałek i znalazły się u jej boku.
— Dziękuję wam — odezwała się w końcu bogini. — Dobrze, że się znalazły.
Eichiego naszła przemożna ochota zapytać, co z nimi robiła, że w ogóle się zgubiły, ale szybko się powstrzymał. Wytykanie bogom ich błędów to było najgorsze, co mógłby zrobić heros. Ale jednak było coś, co musiał powiedzieć. Problem w tym, że nie wiedział, jak to ująć w słowa tak, by zaistniał chociaż cień szansy na spełnienie prośby.
— To... był dla nas zaszczyt, że mogliśmy pomóc — powiedział.
O tak, odrobina pochlebstwa wobec bogów jeszcze nigdy nie zaszkodziła. Hera jednak patrzyła na niego wyczekująco, jakby się zorientowała, że to jeszcze nie wszystko. Uznał to za zachętę. Odetchnął głęboko.
— Em... Bo widzi wasza wysokość... Jest taka jedna drobna sprawa.
— Słucham? — zapytała Hera.
Eichi przeląkł się, ale po chwili zorientował się, że jej ton nie był karcący, a bardziej wyrażał ciekawość.
— Rzecz w tym... — Syn Ateny znowu zająknął się nieco. Och, wystarczy powiedzieć! — Na mnie i na mojego kolegę — wskazał Benedicta stojącego o krok za nim — dawno temu rzucono klątwy. — Póki co postanowił przemilczeć fakt, że to ona była za nie odpowiedzialna.
— I?
— I... szukamy sposobu na ich zdjęcie.
Hera nie odpowiedziała od razu. Eichi odniósł wrażenie, że się nad czymś zastanawiała.
— Rozumiem. — Kiwnęła głową, a ten gest wywołał w sercu Eichiego nagły przypływ nadziei. — Myślę, że coś będzie dało się z tym zrobić.
— Naprawdę?
— Muszę się nieco zastanowić. Ale spodobaliście mi się. Dam wam szansę się wykazać, a potem zobaczę, jak sprawy będą się miały.
Eichi nie do końca uwierzył własnym uszom. Czy Hera naprawdę chciała im przekazać, że ta misja była nic niewarta i żeby mieli choćby szansę zdjęcia czarów, to musieli wykonać jeszcze przynajmniej jedną kolejną? Ech... Mógł się tego spodziewać. Z bogami nigdy nie szło tak łatwo.
CZYTASZ
Miłość w czasach klątwy
FanfictionGdy dwóch przeklętych herosów stanie na swojej drodze, to nic nie będzie już takie jak dawniej. Przekonuje się o tym Eichi Yokoyama, który nie spodziewa się, że spotkanie z Benedictem, nowym obozowiczem wykrzykującym miłosne wyznania pod adresem cyk...