V Chyba szykuje się nam misja

2 1 0
                                    

Prawdę mówiąc, Benedicto nie spodziewał się, że ich próby przyzwania Hery będą polegać na paleniu posiłków w nadziei, że jej zasmakują.

Gdy Eichi mu o tym powiedział, w pierwszej chwili miał ochotę go wyśmiać. Spodziewał się czegoś bardziej dostojnego, jak na przykład zbudowania ołtarzyka i codziennego modlenia się przy nim... Wtedy chociaż przydałyby się na coś lekcje stolarstwa z gimnazjum. Ale nie, to musiało być palenie najlepszego kawałka steku! A taką wielką miał na niego ochotę...

I gdyby tylko o ten jeden kawałek chodziło, to byłoby dobrze. Ale gdy trwało to tydzień, dzień w dzień, zaczynał mieć tego powoli dosyć. W końcu czemu miał poświęcać swoje ulubione jedzenie bogini, która nie dość, że go przeklęła, to teraz jeszcze go ignorowała?

— Jak to będzie dłużej trwać, to wepchnę do tego ognia ciebie — powiedział w końcu Eichiemu. — Pójdziesz tam i powiesz jej, co o tym wszystkim myślę.

— Uspokój się — poradził mu Eichi. — Pośpiechem niczego nie załatwisz. Bogowie są wyjątkowo kapryśni. Ona... odezwie się do nas, kiedy będzie chciała, ale póki co, musimy po prostu zwracać jej uwagę ofiarami. A poza tym nie sądzę, że ucieszyłaby się, gdybyś złożył mnie w ofierze. Jestem niesmaczny.

— Próbowałeś? — Benedicto uniósł brew. — Wiesz, ponoć każde mięso można przyrządzić tak, żeby smakowało jak kurczak... Zwłaszcza jeśli jest się bogiem.

— Na serio tak sądzisz? Wiesz, mnie wieprzowina niezbyt przypomina kurczaka.

— Ale widziałem na ten temat program! Skoro oni umieli, to się da.

Eichi już otwierał usta, by mu się odgryźć. Jednak nie było mu dane nic powiedzieć, gdyż stanęła obok nich dziewczyna.

— O czym rozmawiacie? — zapytała słodko.

Benedicto przyjrzał się jej i ledwo powstrzymał się od jęknięcia. Prawdę mówiąc, nie lubił żadnego ze swojego rodzeństwa, ale Stelli Juel (nie popełnił błędu Eichiego i spojrzał na bransoletkę) wyjątkowo nie trawił. Zawsze, gdy się zjawiała, psuła mu humor.

— O niczym ciekawym — odpowiedział w końcu.

— Och, naprawdę? Usłyszałam coś o mięsie...

— Nie, to naprawdę nic ciekawego — zawtórował Benedictowi Eichi. — Właściwie rozmawialiśmy o czymś innym, ale zeszło na mięso. Nawiasem mówiąc... — Spojrzał wokół. — Chyba blokujemy kolejkę. Chodź, Benedicto.

Ale Stella nie pozwoliła im odejść.

— Nie przeszkadzacie mi.

Uśmiechnęła się szeroko, ukazując wszystkie swoje białe zęby. Benedicto mógłby przysiąc, że miała na myśli tylko Eichiego. Odetchnął pod nosem.

— Nie, naprawdę...

— Zaczekajcie chwilkę! Kogo próbujecie wezwać?

— Nikogo — burknął Benedicto. Nie było opcji, że zdradzi to swojej siostrze. Ale by się plotki rozniosły. — A teraz przepraszam, spieszymy się na trening.

Chwycił Eichiego za rękę i odciągnął od ognia. Szczerze mówiąc, poczuł się z tym bardzo przyjemnie, choć nie do końca był pewien, dlaczego. Tymczasem Stella spojrzała za nimi, jakby smutna. Ale kiedy Eichi odwrócił wzrok, zmrużyła lekko powieki, a w jej spojrzeniu czaiło się coś nieprzyjemnego.

— Ta dziewczyna mnie wykończy — powiedział Benedicto, gdy znaleźli się już poza zasięgiem jej wzroku. — „Słyszałam coś o mięsie" — dodał, przedrzeźniając ją. — Jak na mój gust, to po prostu bezczelnie podsłuchiwała. Dobrze, że nie powiedzieliśmy, o kogo chodzi...

Miłość w czasach klątwyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz