Rozdział 42: Jeremy

23 5 1
                                    

Złapałem głębszy wdech, widząc, jak Edward, Cień, który był w naszym siedlisku kolejnym po tacie lekarzem, przyłożył probówkę próżniową do igły. W ciągu kolejnej sekundy wypełniła się ona ciemnoczerwoną cieczą, na której widok natychmiast odwróciłem wzrok. W pamięci dalej pozostawał obraz, gdy dziesięć lat temu krew Melissy znalazła się na mojej dłoni. Wiedziałem, że aktualny ubytek w jej krwi kontrolowano, jednak coś po prostu mi kazało się odwrócić. Mogłem to uznać za jakąś minimalną oznakę dalej istniejącej traumy, która siedziała cicho, jednak wolałem nie popadać w dalsze konkluzje.

Odetchnąłem cicho, by ponownie unieść wzrok na samą Mel. Sama także odwracała spojrzenie. Pracując w policji, miała tego widoku wystarczająco. Widziała to zapewne nawet nie na miejscach zbrodni, a u samego Seana w kostnicy, czy chociażby u aresztowanych, gdy trzeba było kogoś powstrzymać od dalszej bójki lub gorszego wykroczenia. Wątpiłem, że chciała na to wszystko spoglądać i tutaj. W swoim mieszkaniu i u nas mogła się odprężyć.

Jakby czując, że się jej przyglądałem, podniosła wzrok. Uśmiechnęła się delikatnie, na co odpowiedziałem tym samym. Nie chciała, żebym się martwił, ale nie potrafiłem tak po prostu przestać. Za nic w świecie nie pragnąłem, by działa jej się jakakolwiek krzywda, czy to fizyczna, czy psychiczna. Kochałem ją tak długo, że gdyby sytuacja od tego zależała, skoczyłbym za nią do drugiego wymiaru. Ten jednak na szczęście pozostawał zamknięty dla Cieni i ludzi.

Mel przełknęła ślinę. Ledwo spojrzała na probówkę, ale od razu uciekła wzrokiem, jakby się bała. Na ten widok momentalnie zmarszczyłem brwi. Do głowy wróciły jej słowa: „Mam dosyć myśli, które każą mi myśleć o sobie jak o hybrydzie, która nie miała prawa się urodzić, a przyszła na świat przez Kościroga". Mogłem jedynie podejrzewać, że myślała znowu o tej kwestii. Nie obchodziło mnie, kim lub czym była. Odpowiedź uważałem za prostą. Mel to po prostu Mel. Nic innego się dla mnie nie liczyło, ale wiedziałem, że ją to gryzło. Nie znała swojego dokładnego pochodzenia. Ostatnio wyszło, że jej matka należała do Cieni, a ojciec do Świateł. Nie umiała przestać o sobie myśleć, jako o niemal nielegalnej mieszance genów.

Melissa chciała poznać samą siebie.

Odsunąłem się od wyspy kuchennej. Już w kolejnej chwili do niej podszedłem. Stanąwszy obok, położyłem dłoń na jej ramieniu. Zauważyłem jedynie, jak uniosła lekko kąciki ust, po czym oparła się policzkiem na moich knykciach.

— Dwie probówki powinny wystarczyć — odezwa się Edward.

Już w kolejnej sekundzie wysunął igłę, po czym przyłożył w miejsce ukłucia kawałek gazy.

— Zacisnąć.

Mel od razu zgięła ramię.

— Mel — zaczęła Maddy — nie wyglądasz teraz za dobrze.

Dziewczyna uniosła na nią wzrok i się lekko uśmiechnęła.

— Nic mi nie jest.

— Tobie może nie, ale twoja ostatnio stwierdzona na wynikach anemia może mieć o tym inne zdanie — wtrącił się Sean.

Uniosłem brwi zaskoczony.

— Nie mam anemii.

— Twoje wyniki badań krwi i niski poziom żelaza mówiły co innego.

— Nie mam! — wyskoczyła.

— Jakie znowu wyniki? — spytała Aria.

— Okresowe. Wymagają tego na komisariacie i w sumie w każdej pracy, do jakiej się pójdzie — wytłumaczył Sean. — Brałaś te tabletki, które przepisał ci lekarz?

LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz