24 - powrót do „domu"

182 11 32
                                    

James i Regulus cieszyli się każdą chwilą spędzona razem. Ślizgon pokazał swoją szaloną stronę i nie raz zabierał swojego chłopaka do pustej sali po lekcjach gdzie robili różne fajne rzeczy.

Ostatnio nawet zapomnieli zawiązać krawatu na klamce w dormitorium i prawie ich Syriusz przyłapał na cóż... dwuznacznej sytuacji, ale na szczęście byli jeszcze w miarę ubrani. Jednak nie zrobił im z tego powodu żadnej awantury. Do dziś się z tego śmieją

Randkowali a w międzyczasie Regulus przygotowywał się do SUMów. Z kolei James rozleniwiał się pod względem eliksirów i by zdać potrzebował pomocy swojego chłopaka. Którą otrzymał choć Ślizgon nie wiedział dlaczego ten przedmiot sprawia mu aż taką trudność. Może dlatego że nie jest na lekcji skupiony tylko podziwia urodę swojego chłopaka który siedzi blisko niego?

Niestety tak ładnie nie układało się Evanowi i Barty'mu. Oboje musili się mierzyć z powagą tego co nosili na przedramieniu. Wspierali się nawzajem lecz to nie były przelewki. To była walka o śmierć i życie. Voldemort nie zwracał uwagi na ich młody wiek. Wystawiał ich na co raz częstsze misje i co raz bardziej ryzykowne. Nie raz wracali do Hogwartu cali poobijani albo w ogóle nie wracali.

Regulus nie raz nawet nie zauważył że nie wrócili na noc gdyż nie było go w dormitorium. Dowiadywał się dopiero na śniadaniu. Mówili mu jedynie minimum tego co mogą. On nie naciskał, rozumiał.

Dwójka ślizgonów przez ostatni czas zrobiła ogromny progres w zakresie zaklęć atakujących jak i broniących. Walczyli z dużo starszymi, doświadczonymi aurorami lecz dawali radę.

- Avada Kedavra - wysyczał Rosier kierując różdżkę w stronę aurora który wręcz błagał o śmierć gdyż był pod działaniem Cruciatusa.

Zielone światło wbiło się w jego ciało, niczym miecz przebijający serce. Bezwładne ciało upadło na podłogę a jego żona która leżała skulona przy schodach, krzyknęła z rozpaczy. Szlochała, krzyczała jego imię

Bellatrix zaśmiała się psychopatycznie i pochwaliła go za zaklęcie które użył. Dokładnie nie wiedział czemu ten mężczyzna był winny ale dostał rozkazy od Pana. I je wykonał. Reszta Śmierciożerców dokończyła resztę zadania. Zabili tą kobietę i ich małe dziecko. Później dom został podpalony przez Bellatrix i teleportowali się do siedziby Voldemorta

Ślizgoni przenieśli sie za zgodą Pana, od razu do Hogwartu. Ruszyli do łazienki i tam blondyn bez skrępowania przy swoim chłopaku, ściągnął z siebie ubrania i zaczął zmywać krew. Tamten auror dobrze się bronił wraz z żoną ale ostatecznie przegrali starcie ze Śmierciożercami

- mam dość na dziś - westchnął Rosier patrząc w swoje odbicie. Przemywał wodą drobne zadrapania na ciele - głowa mi pęka od jego krzyków. Ile można błagać o śmierć? Żenujące- zakpił

Barty nic się nie odezwał tylko siedział na zimnych płytkach a wzrok miał wbity w swoje dłonie. Ostatnio jego chłopak miał dużo razy okazję użyć zaklęć niewybaczalnych na innym ludziach. Bał się że w pewnie sposób popadnie w jakąś pieprzoną rutynę lub po prostu stanie się to dla niego jakaś normą

- co ci? - zapytał gdy zobaczył że nad czym intensywnie myśli. Przykucnął przy nim - nie gadaj że jest ci żal tego gościa

- nie jest - zaprzeczył i spojrzał w jego oczy -ale martwię się o ciebie. Ostatnio jesteś pod presją wykonywania tych zadań od Niego. Wiem że to nie uniknione w naszym przypadku ale nie chcę żebyś został mordercą

- kochanie - westchnął i usiadł przy nim, łącząc ich dłonie - robię to, żebyś ty nie musiał. Przyjmuje więcej tego na siebie bo cię kocham i nie chcę patrzeć jak cierpisz. Musze udawać że mam w to wszystko wyjebane i łatwo mi przychodzą takie straszne rzeczy.

Należysz do mnie || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz