Będąc jeszcze w Kantabrii w czasie pogrzebu króla Leonida, Marco nie raz rozmawiał ze swoim przyjacielem Liwiuszem na różne tematy. Przyjaciel szukał rady w trudnych dla siebie dniach, a on z Henrykiem byli na miejscu i pomagali mu jak tylko umieli. Również w ich interesie leżało to, aby przejęcie władzy w Kantabrii przez Liwiusza odbyło się w stabilny sposób i nie doszło do rozlewu krwi. Liczni krewni chętnie przybywali i próbowali mu wmówić, że odciążą go z tego obowiązku. To nie wróżyło nic dobrego.
Jednak teraz po pogrzebie, gdy sytuacja normowała się, a następnego dnia mieli się rozstać, musiał zdradzić Liwiuszowi swoje plany i poprosić go o coś ważnego.
– Musisz nam pomóc, Liwiuszu. Wiesz, że przepowiednia mówi o zrodzeniu się nieokiełznanego zła z ziem Assos – mówił Marco, siedząc przy kominku w bogato zdobionej komnacie przyjaciela. – Mamy mnóstwo pojedynczych śladów i nie potrafimy połączyć tego w całość.
Liwiusz, zmęczony po uroczystościach żałobnych i próbach przejęcia władzy, spojrzał na Marca swoimi skośnymi oczami pełnymi determinacji.
– Wiem, czego ode mnie oczekujesz, ale nie mogę dać ci w tej chwili ludzi, którzy pojechaliby z tobą do Puzry i odszukali człowieka, który może coś wiedzieć o legendarnej Córce Księżyca. Mam wojnę na południu i bunty w królestwie. Muszę to opanować i zdusić w zarodku.
Marco rozumiał przyjaciela. Nawet spodziewał się takiej odpowiedzi, więc od razu podjął decyzję:
– W takim razie pojadę sam na ten koniec świata. Niestraszne mi takie wyprawy.
– To ponad dwa tygodnie na bezdrożach Puzry. Tam wszystko może cię spotkać.
– Nie boję się – podkreślił twardo Marco i wyprostował się w swoim fotelu.
– To nie ma znaczenia, czy się boisz, czy nie. To niebezpieczny kraj i możesz stamtąd nie wrócić. Nie zaryzykuję i nie dam ci zgody na tę wyprawę.
Marco aż poderwał się ze swojego miejsca.
– Nie potrzebuję twojej zgody! – oburzył się, zaciskając w gniewie pięści.
Liwiusz również wstał. Był odrobinę wyższy od Marca i smuklejszy.
– Potrzebujesz.
– Wykorzystam moje statki powietrzne i będę tam w mgnieniu oka – oznajmił podniesionym głosem. Wiedział, że nad Kantabrią jest bezwzględny zakaz lotów. Aby dotrzeć tu drogą powietrzną, nawet oni musieli mieć zezwolenie. Lot był lepszy niż przejście w krótkim czasie przez trzy wielkie teleporty, o takiej mocy przerzutowej, że nawet najsilniejszym jednostkom trudno było się pozbierać po takiej podróży przez kilka dni.
– Nadal na miejscu będziesz potrzebował większej ilości ludzi niż ci, którzy są tu z tobą, a ja ci ich nie dam.
W Marcu aż się gotowało. Chyba pierwszy raz od lat dzieciństwa doszło między nimi do takiej przepychanki słownej.
– Nawet jeżeli dam ci paliwo na lot w tamtą stronę – kontynuował Liwiusz, widząc wzburzenie przyjaciela – jest tam bardzo silne, naturalne pole magnetyczne, które uniemożliwia latanie. Urządzenia pokładowe wariują. Stracicie kontrolę nad statkiem i rozbijecie się. Nie potrzebuję takich kłopotów.
– Podlecę jak najdalej się da...
– Nie! – warknął Liwiusz.
– Potrzebuję tych informacji! – odkrzyknął Marco i postąpił krok w stronę przyjaciela.
– Chłopcy, chłopcy! Uspokójcie się – usłyszeli ciche, słabe wołanie.
Obejrzeli się.
Na środku stała drobna, starsza kobieta, która wyglądała jak zjawa. Migoczący ogień rzucał na nią światło i wygładzał zmarszczki na jej twarzy. Wyglądała przez to młodziej niż za dnia. Za jej plecami na ścianie komnaty tańczyły setki cieni, które rzucało jej wątłe ciało. Gdyby nie to, że ją znali, pewnie by się jej wystraszyli.
CZYTASZ
Świat rozdarty na dwoje. Nieokiełznane zło
FantasyNadprzyrodzone moce, nieziemska technologia i świat podzielony na dwoje. Miłość, fascynacja i rozterki. Córka księżyca, która nie na zamiaru poddać się woli ojca. Czy zgubisz się w tym świecie, czy przetrwasz? Zobaczymy... Turia właśnie straciła mę...