Pov. Simon
Po zajęciach jak zwykle wróciłem do domu. Nikogo w nim nie było, z czego się ogromnie ucieszyłem. Miałem już dość swoich rodziców, a w szczególności swojej matki, która chciała, abym jak najwięcej czasu spędzał z Justinem. Jednakże stanowczo odmawiałem. Nie chciałem, aby ponownie doszło do tamtej sytuacji. Już nigdy więcej mnie nie dotknie. Nie pozwolę mu na to.
Nie miałem dzisiaj jak liczyć na rozmowę z Bramem, bo chłopak był zajęty treningami, co mnie zasmuciło. Bardzo chciałbym, aby tutaj był. Od tamtej akcji z Justinem i spotkaniu Brama, zbliżyłem się do wampira. Oczywiście nic między nami nie doszło. Bram traktuje mnie bardziej jako przyjaciela niż kogoś więcej. Nie miałem na tyle odwagi, aby wyznać mu, że mi się podoba. Zbyt się bałem, że tym wyznaniem wszystko zepsuję. Przecież dopiero co udało mi się do niego zbliżyć. Nie chcę, aby wampir odszedł.
Poszedłem do kuchni, aby się napić wody i zobaczyć, co mogę zjeść. Nie byłem za szczególnie głodny, więc nie zamierzałem spieszyć się z posiłkiem. Zawsze mogę sobie coś ugotować, chociaż moje zdolności kulinarne są poniżej średniej, ale przynajmniej były zjadliwe, a to jakiś plus. Na całe szczęście zostało trochę zupy, przez co nie muszę wymyślać czegoś nowego.
Przeszedłem do salonu i położyłem się na kanapie. Chciałem się lekko odprężyć. Miałem dość tego dnia. Tylko w czwartki tak późno kończę, co mnie zwykle dołuje, bo zanim cokolwiek zrobię, to niedługo po tym będę musiał się szykować do snu. Przynajmniej muszę wtedy przetrwać tylko piątek i już jest weekend.
Nie mogłem się doczekać jutra. Chciałem zobaczyć, jak Bram gra, a później razem z nim świętować wygraną i znów móc być blisko niego. Z drugiej strony obawiałem się o chłopaka. Grają z liceum Moorona, które nie ma zbyt dobrej opinii. Oby u nas nie doszło do żadnych porwań.
Usłyszałem, jak ktoś otworzył drzwi. Niezbyt mnie to zmartwiło. Mógł to być któryś z moich rodziców. Mniej więcej wracają o tej porze z pracy.
- Cześć Simon! - Rozpoznałem ten głos i z całą pewnością nie należał on do żadnego z moich rodziców.
Z prędkością światła usiadłem na kanapie, spoglądając na Justina, który jakby nigdy nic opierał się o framugę łączącą korytarz z salonem. Wyglądał normalnie. Nic się u niego nie zmieniło, gdy widziałem go ostatnim razem.
- Co ty tutaj robisz? - Zapytałem ze strachem. Nie spodobało mi się, że byliśmy całkowicie sami w domu.- Wyjdź z mojego domu!
- Wyluzuj, nic Ci nie zrobię.- Powiedział, unosząc ręce w górę w poddańczym geście.- Chciałem jedynie Cię przeprosić. Wiem, że wtedy przegiąłem i przekroczyłem linię. Przepraszam. Więcej tego nie zrobię bez twojej zgody.
Czy ja dobrze usłyszałem? Justin, ten Justin mnie przeprasza? I to jeszcze z własnej woli? Coś mi tu nie pasuje.
- A dlaczego miałbym Ci uwierzyć w twoje przeprosiny? - Spytałem podejrzanie. Nie ufałem mu. Nie od tamtej pory.
- Nie musisz mi wierzyć. Wiem, że zwykłe słowa nie wystarczą, jednakże liczę, że będziemy się nieco cieplej traktować. Tak chcą nasze mamy i ja też tak chcę.- Powiedział szczerze, patrząc na mnie spokojnym wzrokiem.
Słyszałem autentyczną szczerość w jego głosie, jednakże gdzieś z tyłu głowy zapaliła mi się czerwona lampka. Przecież on mógłby równie dobrze kłamać. Jest świetnym aktorem. Nie mam pojęcia, czy powinienem mu wierzyć, czy też i nie.
- Okej, rozumiem... Przyjmuję przeprosiny. A teraz możesz wyjść.- Odparłem, wskazując mu ręką na drzwi, na co tamten westchnął ciężko.
- Widzę, że tak szybko nie wrócimy do dobrych relacji, ale to nic. Na twoim miejscu jeszcze bym się powstrzymał przed wyrzuceniem mnie. Mam Ci jeszcze coś do powiedzenia, co Cię może mocno zainteresować.- Odparł tajemniczo.

CZYTASZ
My demon/Dylmas
Teen FictionThomas żyje swoim codziennym życiem w małym miasteczku. Wkrótce po rozpoczęciu roku szkolnego do jego klasy dołącza tajemnicze rodzeństwo. Uwaga! Boyxboy, girlxgirl - nie lubisz, nie czytaj.