35. Posuń tą spaśnietą dupę.

33.9K 2.9K 788
                                    

Perspektywa Luke'a 

Ostatnie trzy dni bardzo mi się podobały, bo główną ich atrakcją była moja Holiday. Cholernie nie chciałem się z nią żegnać, ale ten idiota Hood, napisał, że musi mi coś ważnego powiedzieć, przecież ta sprawa nie zajmie długo i będę mógł do niej wrócić. Właśnie, że jednak nie mogę, bo poszła na lunch z tym Matt'em. Oczywiste jest to, że za nim nie przepadam, nie dał mi do tego powodu. W dodatku nie uwierzę, że kręci się przy Holi bez żadnych złych zamiarów. Moja irytacja wzrasta, kiedy to właśnie z nim się umawia. Czuję, że on jest jedynie zagrożeniem dla naszego związku przez co robię się bardziej zazdrosny. Obmyślając co zrobić, aby zepsuć im spotkanie, dotarłem do domu jego rodziców, w których mieszkał Calum aka pacan. 

Zapukałem do drzwi i czekałem chwilę niecierpliwie, a po chwili drzwi otworzył on w samej sobie. 

- Gdzie są twoi rodzicie? - spytałem, bez przywitania wszedłem do środka

- Z skąd niby wiesz, że ich nie ma? - mruknął. 

- Nie ma samochodu na podjeździe. 

- Pojechali na wczasy, kumasz? Tak bez swojego ukochanego syna, skandal po prostu skandal. - zaśmiał się. 

Po zdjęciu butów ruszyłem w stronę salonu i nie czekając na przyjaciela, rozwaliłem się wygodnie na kanapie uprzednio biorąc pilot do ręki. Włączyłem telewizor i zacząłem szukać coś ciekawego. Do pomieszczenia wszedł leniwie Cal z napojami w dłoniach. Położył picie na stół, a na mnie spojrzał z ukosa. Przejechał wzrokiem po całej długości terenu, którego zajmowałem. 

- Posuń tą spaśnietą dupę. 

Uśmiechnąłem się do niego wrednie, po czym pokazałem mu środkowego palca. 

Kiedy sięgałem po picie, on zdecydowanym ruchem, który mnie zaskoczył, zrzucił z kanapy. Upadłem z bolesnym jęknieciem i mrucząc pod nosem obelgi do Hood'a, uniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na zwycięsko uśmiechającego pacana. Wstałem i usiadłem tym razem na fotelu. 

- Co chciałeś? - spytałem, przeczesując palcami swoje włosy. 

- Właśnie, rozumiesz, że rodzice sami pojechali na małe wakacje, a mnie zostawili, abym dziś zaopiekował się kuzynem, który zresztą zaraz powinien tu być. - powiedział, kończąc niepewnie zdanie. 

Spojrzałem na niego przestraszony, licząc, że to nie był kuzyn, którego niestety bardzo dobrze znam. Nachyliłem się w jego stronę, po czym cicho spytałem:

- Ten, którego imienia nie można wymawiać? - mówiąc to trochę nas rozbawiłem, ale nadal czułem się dotknięty po ostatniej wizycie tego dzieciaka. 

- Tylko ty potrafisz go zgasić, mnie się nie słucha! - wyrzucił z siebie. 

Mimo, że mówił prawdę, skrzywiłem się na myśl, że po raz kolejny miałem go widzieć. Strasznie nie lubiłem tego bachora, okropnie działał mi na nerwy. 

Eric miał bujną, brązową grzywę, małe oczy i oczywiście głupi charakter. Był wysoki jak na swoje 12 lat, ale za to bardzo gruby, co było widać po jego pulchnych policzkach, rękach, brzuchu, cały taki ewidentnie był. Żywa, chodząca, naładowana fast-foodami kula. Oczywiście, znam zasadę, że po wyglądzie ludzi się nie ocenia, ale dobrze znam tego małego i wiem, że opieka nad nim to będzie katorga. Mógłbym zostawić Caluma zdanego na siebie, ale zdawałem sobie sprawę, że on z nim sobie po prostu nie poradzi. Więc niech ten pacan zna moją litość. 

Nagle usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi i głośne kroki. 

- Eric przybywa, gnoju! - krzyknął głos w korytarzu i pozwoliłem sobie na wzdrygnięcie. 

A friend of my brother || l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz