Rozdział 1

14K 510 105
                                    

Była 6.00 rano. Dzisiaj poniedziałek. Jak co dzień byłam już na nogach, mimo, że lekcje mam na 10.00. Jadłam śniadanie, kiedy do kuchni weszła moja mama. Pracuje jako architekt, a tata... No cóż, taty nie widziałam na oczy od jakiś dwóch lat. Podobno wyjechał do Francji szukać pracy. Ale według mnie po prostu znalazł sobie tam dziewczynę, o ile nie żonę i został tam. Nie ważne. Wracając jadłam śniadanie i weszła mama.

- Cześć córciu - pocałowała mnie w czubek głowy.

- Hej.

- Znowu się ubrałaś w bluzę?

- Tak, a czy coś z nią nie tak?

- Wszystko w porządku, tylko masz ładną figurę. Nie jedna by się dała dla niej zabić, a ty ją ukrywasz pod workowatymi bluzami.

- Mamo , rozmawiałyśmy już na ten temat - mruknęłam.

- Okej, okej. Podwieźć cię na trening?

- Nie mamo, przejdę się.

- Jak chcesz.

Odłożyłam talerz do zlewu. Poszłam do pokoju po torbę. Wrzuciłam do niej słuchawki, butelkę wody, czarny strój składający się z czarnych, obcisłych spodenek i szaro-limonkowego stanika sportowego, plus na palcówki. Wychodząc z pokoju zgarnęłam z biurka telefon. W przedpokoju założyłam kurtkę, a na nogi trampki. Wzięłam deskorolkę z szafy i wyszłam. Włożyłam słuchawki do uszu i ruszyłam powoli na halę, gdzie były zajęcia. Na holu stała jakaś kobieta z dziewczynką.

- Pomóc w czymś - podeszłam do nich.

- Czy wiesz może gdzie jest szatnia - spytała kobieta.

- Tak. Mogę się zająć pani córką - uśmiechnęłam się miło do dziewczynki.

- Jeśli to nie problem.

- Najmniejszy. Z kim będzie miała zajęcia?

- Z panną Monic.

- To bardzo dobrze się składa. Ja należę do jej grupy.

- Bardzo ci dziękuję...

- Mikeyla - podałam dłoń kobiecie.

- Ja jestem Peyton Black, a ten mały rudy diabełek, to Sophie - uśmiechnęła się.

- Dobrze, to ja już pójdę, bo zaraz się spóźnię do nowej pracy. Bawcie się dobrze dziewczynki. Mikeyla, po Sophie przyjdzie jej brat.

- Nie ma sprawy.

Kiedy kobiety już nie było, wzięłam małą za rękę i poszłyśmy do szatni. Były już w niej młodsze dziewczynki. Pomogłam Sophie przebrać się w strój, po czym sama się szybciutko przebrałam. Uczesałam włosy w koka, a włosy dziewczynki związałam w dobieranego warkocza. Po przygotowaniu się, poszłyśmy na salę. Dzisiaj wypadała lekcja, na której rozgrzewka miała nas przygotować do ćwiczeń grupowych.

- Dzień dobry moi drodzy - przywitała nas pani Monic.

- Dzień dobry.

- Jak już zauważyłyście dołączyła do nas nowa koleżanka Sophie. W związku z tym, dzisiaj się nią zajmę, a wy się porozciągacie sami. Dobra, do roboty - klasnęła w ręce i poszła z Sophie na środek maty. Byłam nie wyspana, a wczoraj nic nie jadłam. Dzisiejszy posiłek był jako jedyny od dwóch dni, przez co nie miałam siły na nic. Moje rozciąganie polegało głównie na siedzeniu.

- Mikeyla idź do chłopaków na szarfy poćwiczyć układ - krzyknęła Monic.

Przywitali mnie uśmiechami i zabraliśmy się do roboty. Zawiązałam odpowiednio szarfy na nadgarstkach i czekałam aż mnie podniosą. Zamiast tego poczułam czyjeś ręce na talii.

- Tom, czego nie zrozumiałeś w słowach "odwal się" - spytałam.

- Zrozumiałem wszystko, ale chciałem się spytać jak się czujesz, bo nie wyglądasz najlepiej.

- Czuję się dobrze. Czy możemy wreszcie zacząć?

- Tak. Mike, do góry!

Poczułam, że powoli tracę grunt. Do końca zajęć ćwiczyłam na szarfach. Pod koniec, kiedy miałam do przećwiczenia ostatni element, źle zawinęłam jedną z nich, i gdy miałam się puścić, po czym opaść i zatrzymać się tuż przy podłodze, nie wyhamowałam.

Mike

Pod koniec Mikeyla miała się zawiesić na szarfach. Stałem niedaleko na wszelki wypadek. Spuszczając się nie hamowała, co mnie zdziwiło. Wszystko działo się w zwolnionym tempie. Ja biegnę, ona ląduje na ziemi. Słychać tylko głośny huk uderzenia ciała o podłogę.

MONIC

Usłyszałam głośny huk. Przerwałam ćwiczenia z Sophie i popatrzyłam na innych. Zobaczyłam Toma i Mika biegnących do ciała na ziemi. Wstałam i podeszłam. Tą osobą okazała się być Mikeyla. Leżała nie przytomna, a spod jej głowy wypływała krew.

- Mikeyla, otwórz oczy - krzyczał Mike.

- Tom biegnij po pomoc.

Kucnęłam obok ciała dziewczyny.

- Mikeyla, otwórz oczy do cholery - krzyczał Mike.

- Mike, uspokój się - pogłaskałam go po plecach, jak matka syna.

Mikeyla otworzyła oczy i popatrzyła się nieprzytomnie po pomieszczeniu. Usłyszałam biegnących sanitariuszy. Wstałam robiąc im miejsce, a w tym czasie, zobaczyłam jakiegoś chłopaka, który wszedł na halę.

- Dzień dobry - powiedział.

- Witam.

- Przyszedłem po Sophi, ale chyba nie w porę. Coś się stało?

- Mikeyla spadła z szarf - westchnęłam - ale po co ci to mówię. I tak pewnie nie znasz żadnej Mikeyli.

- Mikeyla? Mikeyla Morgan?

- Tak. Skąd ją znasz?

- Chodzimy razem do szkoły. Nie jest lubiana. I nie przypuszczałbym, że ona trenuje akrobatykę - zaśmiał się.

- Mikeyla, to najlepsza zawodniczka krajowa. Nie masz prawa się z niej śmiać!

- Ja...ja...ja nie wiedziałem - wyjąkał.

VICTOR

Patrzyłem na Mikeylę. Chyba miała rozbitą głowę, bo przykładali jej gazy i owijali je bandażem. Sanitariusze przenieśli ją na nosze. Kiedy przejeżdżali obok mnie, zobaczyłem, że Mikeyla jest zdziwiona moją obecnością tutaj. Była blada i ledwo przytomna. Gdy zniknęli z mojego pola widzenia, zamyślony zabrałem Sophie do domu.

-------

Witam Was w moim nowym opowiadaniu. Jak Wam się podoba? Jak myślicie, co będzie z Victorem, Sopie, a co najważniejsze z Miekylą?? Piszcie w komentarzach!!!

CheerleaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz