Rozdział 21

4K 156 1
                                    

Chłopak dopakował szybko resztę gratów, ale zamiast złożyć koca, zarzucił mi go na ramiona. Patrzyliśmy sobie w oczy przez chwilę, która dla mnie trwała wiecznie. Tak jakby coś między nami zaiskrzyło. Speszona odwróciłam wzrok i ruszyłam do samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera. Chwilę potem byliśmy już w drodze do mojego domu. Pod bramą pożegnałam się z Paul'em całusem w policzek i wysiadłam. Przed zamknięciem drzwi wejściowych odwróciłam się ostatni raz. Widząc, że nie odjechał pomachałam mu i weszłam do domu. Po cichu przemknęłam do swojego pokoju. W nim rozmarzona rzuciłam się na łóżko, a po paru minutach oddałam się w objęcia Morfeusza...

Rano obudził mnie Max, który mi przypomniał o treningu. Powiedział, że mnie zawiezie, i że nie muszę się śpieszyć. Byłam bardzo nie wyspana. W końcu co się dziwić. Do rana siedzieliśmy nad jeziorem. 

Na wpół przytomna zabrałam rzeczy na przebranie się. Poszłam na łatwiznę. Wybrałam spodnie dresowe, biały t-shirt, bluzę i nike. 

Z ubraniami w ręku jak co dzień poszłam do łazienki, gdzie odbył się mój rytuał zwany prysznicem, malowaniem i czesaniem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Z ubraniami w ręku jak co dzień poszłam do łazienki, gdzie odbył się mój rytuał zwany prysznicem, malowaniem i czesaniem. Potem jak zombie z pokoju wzięłam torbę na trening i zeszłam na dół. Klasycznie w kuchni spotkałam mamę, która robiła śniadanie, Mika czytającego poranną gazetę i Max'a pijącego kawę. 

Już na samą myśl o napoju bogów, pociekła mi ślinka. Nalałam sobie czarnej cieczy do kubka, dodałam do niej trochę mleka i już chciałam ją posłodzić, kiedy usłyszałam głos mojej rodzicielki. 

- Kochanie, zaraz posolisz sobie kawę - zaśmiała się. 

Spojrzałam w dół. Rzeczywiście w dłoni trzymałam łyżkę z solą. Odłożyłam ją do słoika i wzięłam tę dobrą z cukrem. Wzięłam kubek i usiadłam przy stole. 

- Widzę, że spotkanie się udało - powiedziała mama.

- Randka. To była randka - mruknęłam.

- O której wróciłaś? - spytał Mike. 

- Tak gdzieś po 1 - wzruszyłam ramionami. 

Max zakrztusił się kawą, a Mike zgniótł gazetę. Tylko mama stała jak wcześniej nie przejmując się moją wypowiedzią.

- No co?

- Nie nic, tylko myślę, że to za późno żebyś tak wracała. 

- Dlaczego niby?

- Po pierwsze: jesteś niepełnoletnia i nie powinnaś się tak szlajać, a po drugie: co byś zrobiła gdyby cię zgwałcił, albo co gorsza porwał?

- Nie zrobił by tego - powiedziałam. 

- A skąd to wiesz? - dociekał Mike. 

- Bo go poznałam. Nie jest tak jak inni chłopcy w naszym wieku. 

- Kochanie, dlaczego nic nie mówisz? W końcu to twoja córka!

- Bo wiem, że jest rozsądną dziewczyną - mrugnęła do mnie. - Poza tym ufam jej. Gdyby coś się stało, to by nas obudziła w nocy, prawda?

- Dokładnie, więc nie macie się o co martwić. 

Mama postawiła przede mną talerz z kanapkami. Zjadłam jedną. Wzięłam torbę i pożegnałam się ze wszystkimi. Tak jak obiecywał, Max zawiózł mnie na hale akrobatyczną. Trening miałam taki sam jak wczoraj. Nie szło mi najlepiej, bo usypiałam przy każdym ćwiczeniu, które trzeba było zrobić na siedząco. Za karę pani Monic kazała mi dłużej ćwiczyć. 

Pod koniec mojego przedłużonego treningu, byłam na poręczach. Byłam w trakcie przeskakiwania na drążek wyżej, ale nie odbiłam się na tyle wysoko żeby zrobić przewrót i tym pięknym, ale bolesny sposobem walnęłam brzuchem o poręcz i fiknęłam z niej koziołka zlatując na materac. Max podbiegł do mnie razem z Monic. Nie miałam już siły dalej ćwiczyć, ale zebrałam jej resztki i wskoczyłam z powrotem na ten głupi przyrząd. 

Po kolejnych próbach spadałam coraz częściej i mocniej. Najgorzej było, jak walnęłam głową w materac. Max nie chciał mnie puścić na przyrząd, ale i tak wlazłam na niego i jeszcze kilka razy pospadałam zanim ogarnęłam, że nie mam siły wstać po ostatnim upadku. 

Leżąc tak zakryłam twarz ręką przy okazji ścierając pot z czoła. 

- Mikeyla, idź już do domu - powiedziała Monic. 

Widziała, że już ledwo zipię, więc dała mi spokój. Nie miałam siły żeby nawet wstać. Dopiero po 10 minutach zmobilizowałam się. W myślach ciągle powtarzałam, że w domu czeka na mnie moje kochane łóżeczko. 

Wszystkie czynności, które wykonywałam podczas przebierania się, robiłam jak robot. Nawet nie rejestrowałam co robiłam. 

Wyszłam z szatni i wsiadłam bez słowa do samochodu. Kiedy jechaliśmy, pojazd tak przyjemnie kołysał, jakby wręcz zachęcał do snu. W końcu się poddałam i oparta o szybę usnęłam...

CheerleaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz