Rozdział 29

3.1K 130 4
                                    

Po 30 seriach Monic puściła mnie do domu. Wcześniej jeszcze pożegnałam się z trenerem Acro Army i panem dowcipnym, który siedział do końca cicho. Zmęczona weszłam pod orzeźwiający prysznic, po którym przebrałam się i pojechałam z Chrisem do domu...

Po dojechaniu do domu, pierwsze co, to poszłam do kuchni. Wyjęłam z lodówki porcję przyszykowaną dla mnie i włożyłam talerz do mikrofalówki. W międzyczasie wstrzyknęłam sobie insulinę. Kiedy urządzenie dało sygnał, że mój posiłek jest już ciepły, wyjęłam je i zabrałam się za jedzenie.

Ciszę przerwało natarczywe walenie w drzwi. Nie pukanie, ale mocne uderzanie. Odłożyłam widelec. Przeszłam do przedpokoju. Kiedy podeszłam do drzwi, nie wiadomo skąd, obok mnie przeleciała kula. Pocisk przeleciał zadrapując moje ramię. Krzyknęłam.

Na dźwięk mojego głosu walenie ustało, ale rozległy się męskie krzyki.

Przrażona odwróciłam się i już miałam biec na górę, kiedy drzwi wyleciały z zawiasów.

- A ty dokąd ślicznotko? - usłyszałam za swoimi plecami.

Nie odpowiedziałam. Uznałam, że to będzie najlepsze wyjście. Jeszcze bym coś powiedziała, co ich urazi...

- Co, języka nie masz? - spytał inny.

Nic.

- Patrzcie, niemowa nam się trafiła - zaśmiał się.

W końcu odważyłam się odwrócić. Zobaczyłam około 10 zamaskowanych mężczyzn. 

- No słoneczko, nic nie powiesz? - jeden z nich zaczął do mnie podchodzić.

Na moje szczęście broń miał opuszczoną.

Kiedy był 2 metry przede mną usłyszałam za sobą dźwięk przeładowywania boni. W myślach widziałam jak jeden z nich celuje w moją głowę. Przełknęłam głośno ślinę, co i tak było cudem, bo gula w moim gardle powiększała się z każdą kolejną chwilą.

- Kogo my tu mamy? - zaśmiał się napastnik przede mną. 

Po jego słowach wywnioskowałam, że człowiek z bronią za mną, nie jest od niego. Nie wiem czemu, ale rozluźniłam się trochę. Może to przez nadzieję, że ten ktoś mnie uratuje. 

- Czego chcesz Cody?

W mojej głowie pojawiło się mnóstwo pytań. Myślałam, że oszaleję.Chris? Co on do cholery robił z bronią i to w dodatku w domu? I skąd ich znał? 

- Muszę się z tobą rozliczyć - uśmiechnął się parszywie niejaki Cody.

- Nie masz za co. 

- A i owszem mam. Za Natalie. Zabiłeś ją, chociaż nic złego nie zrobiła!

Kiedy usłyszałam o morderstwie, zebrało mi się na mdłości. Nigdy nie tolerowałam przemocy, a co dopiero zabójstw. 

- Nie wciągaj w to Mikeyli - warknął Chris.

- Mikeyla, jakie ładne imię.

Podszedł do mnie. Stałam sparaliżowana. Nie chciałam dawać mu powodu do użycia broni. A szczególnie na mnie. 

- Masz za ładną buźkę, żeby ci coś zrobić - mruknął jakby do siebie. - Pójdziesz z nami dobrowolnie, czy mamy cię zabrać siłą?

Odwróciłam się przerażona w stronę Chris'a. Sam nie wyglądał lepiej, ale nad czymś myślał. Wiem to, bo zawsze lekko marszczy przy tym nos. Chwilę później spojrzał na mnie i kiwnął głową. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. 

- Oddam wam ją, tylko pozwólcie mi z nią porozmawiać i spakować jej najpotrzebniejsze rzeczy. 

- Zgoda, ale pójdzie z wami 2 moich ludzi.

Poszliśmy na górę. Kiedy chwilowo zniknęliśmy im z oczu Chris pochylił się i szepnął mi na ucho:

- Nie bój się odbiję cię. 

Nie wytrzymałam tego całego napięcia i dałam mu porządnego liścia. Jego głowa odchyliła się na bok. Nie przejmując się zamknęłam się w swoim pokoju i zabrałam się za pakowanie ubrań. Wzięłam też te na trening. Może mnie na niego puszczą. Jak to mówią nadzieja matką głupich.

Zapakowane rzeczy zarzuciłam sobie na ramię i wyszłam z pokoju o mało nie tratując Chris'a drzwiami. Przeszłam obok niego z obojętnością wypisaną na twarzy. Próbował mnie zatrzymać, ale ja uparcie szłam dalej. Zeszłam na dół i dołączyłam do chłopaka, który wcześniej rozmawiał z Chris'em. 

- Możemy iść - powiedziałam najciszej jak potrafiłam. 

- Cieszę się. 

Wyszliśmy przed dom, wsiedliśmy do czarnego auta i odjechaliśmy...

------------

Przewiduję jeszcze jeden rozdział na dzisiaj, także to możecie potraktować jako część pierwszą.

CheerleaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz