Rozdział 7

395 45 1
                                    

Doszłam na przystanek. Spojrzałam na rozkład jazdy czy autobus, którym miałam dojechac na lotnisko napewno o tej godzinie jedzie. Miałam jeszcze 5 minut więc zaczęłam rozplątywać słuchawki. Podjechał autobus. Weszłam, kupiłam bilet, a w tym czasie kierowca spakował moją walizkę do bagażnika. Zajęłam miejsce z tyłu, gdzie było mniej osób. Napisałam sms'a do Zairy. Miałam nadzieję, że ze mną popisze, bo zapowiadała się dłuuga podróż, ale nie odpisała. W telefonie poszukałam piosenki "Thriller" i zaczęłam patrzeć się w okno. Co chwilę podgłaśniałam muzykę, aż wyskoczyło mi ostrzeżenie, że "długie słuchanie głośnej muzyki może doprowadzić do utraty słuchu". Zignorowałam to.
Jeden przystanek... drugi przystanek... trzeci przystanek... - w myślach liczyłam ile razy już się zatrzymaliśmy.
Po czwartym przystanku ktoś się do mnie dosiadł. Spojrzałam w jego stronę. Ujrzałam chłopaka nie dużo ode mnie starszego. Może nawet w moim wieku. Brązowe włosy miał spięte w modny teraz kok. Przyjżałam się jego twarzy. Była bardzo delikatna, a jego oczy nie były normalne.. On był Koreańczykiem!
Uśmiechnął się do mnie.
- You are listening to Michael Jackson?
- Ymm.. Yes. - uśmiechnęłam się.
- I'm Kwon Ji Yong. - przedstawił się.
- I'm Martyna Vladimoff. - gdy zobaczyłam zakłopotaną minę Ji zaczęłam się śmiać. - Mar-ty-na - mówiłam powoli, a on powtarzał za mną.
- Martyna? - zapytał ze swoim pięknym, koreańskim akcentem.
- Yes! Bravo! - puściłam do niego oczko. - Ymm.. Ji tell me about Korea. I love this country. - powiedziałam z proszącym wzrokiem.
Ji zaczął opowiadać o arhitekturze, kulturze i trochę o sobie. Słuchałam nie przerywając mu, co do mnie nie podobne. Zawsze marzyłam o wyjeździe do Korei. Kochałam ten kraj, ludzi tam i ich obyczaje. Z tematu o Korei przeszliśmy na temat o Michaelu. Jak się okazało Ji również go słucha i był na każdym jego koncercie, który był bliźej miejsca zamieszkania chłopaka. Podróż minęła szybko i bardzo miło. Musiałam już wysiadać, ale mie chciałam. Miałam ochotę z nim jeszcze porozmawiać. Wstałam.
- Goodbay Ji. - pomachałam mu ręką, gdy byłam już drzwiach autobusu.
- Goodbay Mar-ty-na. - musiał to sobie przesylabować. Zaśmiał się i odmachał mi ręką, a ja wyszłam z autobusu.
W oknie zobaczyłam jeszcze machającego do mnie Ji.
Uśmiechnęłam się i poszłam na lotnisko.

Odprawa przeszła sprawnie. Teraz kolejne dwie godziny w samolocie. Zajęłam miejsce koło okna. Kazano zapiąć pasy. Potem jakaś kobieta pokazywała co robić, gdy będą jakieś awarie. W duchu modliłam się żeby żadnej nie było. Samolot wzbił się w powietrze. Popatrzyłam trochę przez okno, by zapamiętać ten widok kiedy to pierwszy raz leciałam samolotem. Kilka minut później zasnęłam.

Przygarnięta Przez Gwiazdę.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz