Rozdział 14

326 31 2
                                    

W samochodzie od razu poprawił mi sie humor i zupełnie zapomniałam o magii, która mnie otacza. Nie chcący wypadła mi butelka z ręki, więc schyliłam się po nią. Szukając jej pod siedzeniem, poczułam jakieś drewno, struny. Wyciągnęłam "to coś". Okazało się, że to gitara. Brzędknęłam coś kilka razy i zaczęłam grać. Za chwile wszyscy śpiewaliśmy przeróżne piosenki, które potrafiłam zagrać. Radość z gitary i śpiewu nie trwała długo. 10 minut później byliśmy na już lotnisku.
Odprawa poszła sprawnie i chwilę potem byliśmy w samolocie. Wszyscy lecieliśmy samolotem więc wielkiego zachwytu nie było. Zajeliśmy się spaniem i gadaniem. No i jedzeniem.
*   *   *
Wsiedliśmy do autobusu. Zachowywaliśmy się jak banda gimbazjalistów. Kilka razy jakaś starsza kobieta zwracała nam uwagę. Ale żeby nie było, za każdym razem ustąpywaliśmy miejsca starszym od nas osobom.
*   *   *
Wysiedliśmy obok mojego domu. Otworzyłam drzwi. Jak miło było poczuć zapach swojego domu.
- Zapraszam. Tu powieście kurtki. - wskazałam na wieszak. - A. No.. przecież Wy wszystko wiecie, sorka. - zaśmiałam się.
- Wcale nie spędziliśmy tu całego dzieciństwa. - zasarkazmował Jay.
- To wybierajcie pokoje. Chyba, że przeniesiemy kilka łóżek do jednego pokoju, np. do 5. Tam są już 4 łóżka. - zaproponowałam.
- Ja mogę spać z Jay'em. - Steph podeszła do niego i złapała go za ręke. W tym samym czasie Zaira spojrzała na Eddiego.
Taak... Tu wszyscy mają chłopaka lub dziewczynę. Jay chodzi ze Steph (choć ten związek jest baardzo naciągany), a Zaira z Eddiem. Ogólnie to reszta chłopaków też ma dziewczyny, ale z innego, nieznanego mi środowiska. Nie, ja nie mam swojego "wybranka", choć moi przyjaciele na każdej imprezie chcą mnie zeswatać, abym nie była "inna". Ale ja nadal pamiętam czego się nauczyłam, że kochać znaczy niszczyć, i że być kochanym znaczy zostać zniszczonym*. I nie wiadomo jak bardzo chciałabym o tym zapomnieć, to za nic się nie da. To siedzi mi w głowie i nigdzie się z tamtąd nie rusza..
- No dobra.. - czułam odruch wymiotny. - Zgadzamy się?
- Tak. Niech się tam pomiziają. - zaśmiał się Matt.
- Tylko niech nie szaleją. - dodał Brook. Wybuchliśmy śmiechem, a dwie zakochane pary spojrzały na nas z wielkim wkurzeniem w oczach.
- Ok. To Wy śpicie razem tylko prosze bez namiętności, bo mówie Wam, że puszę pawia. - obie pary spojrzały sobie głęboko w oczy i zaczęły się śmiać. - Możecie uszanować to, że nienawidzę takiego widoku?!
- Martyna... - zaczął Jay obejmując mnie ramieniem. - W końcu Cię z kimś zeswatamy. Poczekaj.. to wymaga czasu.
- Pojebało was? - wyrwałam się z pod jego uścisku i spojrzałam na wszystkich zgomadzonych. - Serio? Czy ja muszę mieć chłopaka? Proszę Was! Jeszcze raz ktoś spróbuje mnie zeswatać lub zacznie gadać o miłości, gorzko tego porzałuje.. - walnęłam pięścią o otwartą rękę, pokazując swoje znaki. Byłam wściekła i nie zapanowałam nad sobą dlatego się pokazały. Wszyscy gapili się na mnie jak na potwora. Prawdę mówiąc, byłam nim. Jak najprędzej pobiegłam na górę i zamknęłam się w pierwszym lepszym pokoju. Wtedy okazało się, kto tak naprawdę był moim przyjacielem.

* Cytat (trochę go zmieniłam) pochodzi z książki Cassandry Clare "Dary Anioła:Miasto Kości" - "Chłopiec już nigdy więcej nie płakał i nigdy nie zapomniał tego, czego się nauczył: że kochać to niszczyć, i że być kochanym znaczy zostać zniszczonym."

Przygarnięta Przez Gwiazdę.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz