Rozdział 26

217 32 0
                                    

- To Ty tak trzaskałaś drzwiami? - powiedział Michael kiedy tylko mnie zobaczył.
- Tak, to ja. Przepraszam. - stanęłam przy stole naprzeciwko jego, na którym powoli zaczęły pojawiać się potrawy. Nagle ktoś wszedł do domu.
- Tato.. - usłyszałam głos i zaraz zobaczyłam postać dziewczyny.
Gdy wyszła z cienia, rozpoznałam ją - Paris. Na żywno jeszcze piękniesza.
- Oo, cześć. - podeszła do mnie i podała mi rękę. Michael również wstał.
- Martyna to Paris. Paris to Martyna. - powiedział.
- Hej. - odzwajemniłam jej uścisk ciagle patrząc się w jej błęgitne oczy. Otrząsnęłam się. - Przepraszam. Masz bardzo piękne oczy. - zaśmialiśmy się.
Za chwile przyszli Blankiet i Prince. Byli bardzo udaną rodziną. Zapoznałam się z nimi, a potem razem śmialiśmy się. A potem przyszli moi koledzy i czar prysł. Zaczęło się odstawianie i mniemanie o sobie.. to wszystko popsuło. Mimo, iż nie miałam ochoty być na tej kolacji to i tak zostałam, co niezbyt pasowało mojej grupie.
- Ej Martyna, może pójdziesz zagrać ze mną w playstation? - zaproponował o rok starszy Prince.
- Pewnie! Masz "Apokalipse Zombie III"?
- Znasz to? - zapytał zdzwiniony.
- No jasne! Jestem w tym najlepsza.
- Zobaczymy. - roześmialiśmy się i poszliśmy do pokoju.
Czułam na sobie 9 par oczu. Za nami poszli Blankiet i Paris. Weszliśmy do pokoju. Nie był nadzwyczajny, ale miał coś w sobie. Usiedliśmy przed wielką plazmą i zaczęliśmy grać.
Po godzinie Blankiet poszedł spać. Po dwóch wyszła Paris. A my wpatrzeni w telewizor graliśmy dalej.
Po czterech godzinach wspólnego śmiechu wygrałam z nim 6:2. Postanowiłam pójść do pokoju i spróbować zasnąć. Szłam cichutko, aby nikogo nie obudzić. Już się nawet nie kąpałam tylko przebrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka. Wzięłam telefon i zobaczyłam 13 nieodebranych połączeń, 2 SMSy, multum wiadomości na Messengerze i powiadomień ma Facebooku. Posprawdzałam wszystko i poodpisywałam. Chwilę później mój telefon zaczął dzwonić. Jax.
- Tak?
- Cześć. Możesz gadać?
- Jasne. Co tam?
- Musimy się jutro spotkać. W Instytucie.
- Czemu? Coś się stało?
- Prawdopodobnie szykuje się kolejny najazd demonów. Musimy być przygotowani.
- Omg.. dobra, okej, będę. Ale o której?
- 11:00.
- Ok. Jak Ci minął dzień?

I tak nie wiadomo jak na zegarze wybiła 3 nad ranem. Zakonczyliśmy rozmowę, a mi zachciało się siku. Podreptałam cichutko do łazienki. Wracając usłyszałam głośne westchnięcie. Spojrzałam na białą kanapę. Ktoś tam siedział. Podeszłam bliżej i usłyszałam szloch. Zobaczyłam czarne loki.
- Michael? - zapytałam niepewnie, dotykając jego ramienia.
- Nie śpisz? - podniósł głowę, ale nie patrzył na mnie.
- Wszystko ok?
- T.. nie.. - jego głos się załamał. Przysiadłam się do niego. Siedzieliśmy tak w długiej ciszy. Potem oparł o mnie swoją głowę. - Elizabeth.. Ona.. nie ma jej.. - wydusił z siebie i zaczął płakać. Poczułam ból w brzuchu i dziwną, mokrą substancję w oczach. Czy ja chciałam płakać?!
- Tak mi przykro Michael. - w odpowiedzi usłyszałam tylko szloch. - Dasz radę na koncertach?
- Nie wiem.. nie będę potrafił się tym cieszyć..
- Przełóż je.
- Ale.. Wasze próby.. oczekiwania fanów..
- Zrozumieją.
- Przekażesz reszcie? Nie wiem czy jestem w stanie.
- Jasne. Może się położysz? Chodź. - zaczęłam powoli wstawać. Michael ze mną. Wzięłam go pod rękę i zaprowadziłam do pokoju. Michael wszedł, a ja powoli zamykałam drzwi. Obrócił się i złapał za klamkę.
- Dziękuję. - wyszeptał, a ja tylko się uśmiechnęłam i zamknęłam drzwi.
Poszłam do swojego pokoju i walnęłam się na łóżko. To moja ostatnia noc tutaj. Na wpół śpiąca machnęłam ręką i wysłałam sms do grupy. "Trasa odwołana. Nie pytajcie.".

Przygarnięta Przez Gwiazdę.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz