Rozdział 27

217 28 4
                                    

Obudziłam się przed 8:00. Przewróciłam się na lewy bok i głośno westchnęłam. Nadal nie wiedziałam gdzie się podzieję. U Zairy nie ma na co liczyć. Najszybciej wrócę do Polski, ale.. muszę skończyć klasę. Przecież nie pozwolą mi na dołączenie do szkoły w ciągu roku szkolnego. Ale kij z tym. Zaczęłam martwić się o Michaela. Wczoraj zmarła jego najlepsza przyjaciółka.. a co jeśli sobie coś zrobił?! Szybko wstałam i włożyłam kapcie. Podeszłam do lusterka i rozpuściłam włosy. Lekko je potargałam. Wyszłam z pokoju. Wszyscy chyba jeszcze spali, bo cisza była zabójcza. Znalazłam pokój Michaela i ciuchutko zapukałam.
- Hej. Jak się czujesz? - zapytałam choć wiedziałam, że nie był w dobrej formie. Włosy rozczochrane i mokre, zakładam, że od płaczu. Oczy bez błysku, smutne i zakrwawione pewnie też od płaczu.
- Bywało lepiej.. - odpowiedział bez emocji.
- Oh, Michael.. tak mi przykro.. wiem przez co przechodzisz..
- Nie wiesz. - powiedział odwracając się na pięcie.
- Dwa lata temu w zamachu zginął mój wujek. Jedyny, który mnie rozumiał.. - po tych słowach Michael odwrócił się do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Nic nie powiedział. - Będziesz na śniadaniu?
- Nie, raczej nie. Zjem tutaj.
- Okej.. No to cześć.. - odpowiedziałam i poszłam do swojego pokoju słysząc za sobą dźwięk zamykanych drzwi.
- Dobra, w co by się tu ubrać.. - mówiłam w myślach patrząc w szafe. I tak zleciała mi godzina.. - Jezu.. nigdy więcej nie ubierać się jak przyziemni.. Ostatecznie i tak wyczarowałam sobie jeansy porwane na kolanach i czarną bluzkę na ramiączkach, na to koszulę w kratkę. Ok, trzeba iść na śniadanie. Schowałam telefon do kieszeni i zeszłam na dół, gdzie wszystko było już gotowe. Zobaczyłam, że jest wolne miejsce koło Princea. Postanowiłam je zająć.
- Hejka. - przywitałam się z całą trójką.
- Hej..
- Cześć.. - odpowiedzieli patrząc się gdzieś daleko w dal. Prince nawet nic nie powiedział tylko machnął ręką.
- Ej. Coś się dzieje? - zapytałam półszeptem korzystając z okazji, że nikogo blisko nas nie było.
- Martwimy się o tatę.. - powiedział Blankiet.
- Słyszałaś? - zapytała Paris.
- O Taylor?
- Yhymn.
- Tak.. Boicie się, że coś sobie zrobi?
- Tak.. i to jak.. - powiedziała Paris i wytrała łzę, która spłynęła po jej policzku.
- Ej, będzie ok. Michael jest rozsądnym facetem. Nie zrobiłby tego dla Was.. - dodawałam otuchy.
- Łatwo Ci mówić.. - odezwał się Prince.
- Gadaliście z nim? - zapytałam.
- Trochę.
- Obiecuję Wam, że Michaelowi nic się nie stanie.
- Dobra.. przestańmy drążyć temat.
Zaczęliśmy jeść śniadanie. Już niedługo miałam mieć spotkanie w Instytucie. Trochę się obawiałam. Weszłam do pokoju, przebrałam się w bardziej mroczny strój. Spojrzałam na zegarek była 10:57 trzeba już transportować się do Instytutu. Machnęłam ręką i od razu się tam pojawiłam. Jakiś koleś stał na starej scenie. Wszyscy czarodzieje przestali gadać i skupili się na kolesiu, który właśnie miał zacząć przemawiać. Podeszłam bliżej i oparłam się o filar.
- Zostaliśmy poinformowani, że szykują się ataki demonów na USA. W związku z tym musimy być dobrze przygotowani. Mogą pojawić się w każdej chwili. Luke, Ty i Twoja ekipa bierzecie północny-zachód. - Luke kiwnął głową. - Nathan, zachód. Callum, południowy-zachód. Eliot, południe. Lucas, południowy-wschód. Carter, wschód. Nathaniel, północny-wschód. Eric, północ. Jeśli macie jakieś pytania lub czegoś potrzebujecie to zapraszam do mnie. - Chyba nikt takowych nie miał, bo wszyscy zaczęli chodzić i zaczął się robić bałagan.
- Halo?! A ja? Co mam robić? - krzyknęłam.
- Ty? Ty nie uczestniczysz w tej akcji. - odpowiedział prowadzący.
- Co? Czemu? Jestem najpotężniejszą czarownicą!
- W niczym nam to nie pomoże..
- Wiesz, że oszukujesz samego siebie.. - Cisza, cisza i cisza.. zaczęłam się zastanawiać dlaczego mnie nie chcą. - Czekaj, czekaj. Wy mi po prostu nie ufacie!
- ...
- Dobra, ok. Poprosicie mnie o coś.. - przetransportowałam się do mojego pokoju w domu Michaela.
Ostro przeklinałam w myślach, gdy nagle koło mnie pojawił się Jax.
- Kurwa, co Ty robisz? Wiesz, że nie możesz tu być! - krzyczałam szeptem.
Chcą żebyś wróciła.
- Zastanowię się..
- Martyna, to nie jest byle jaka sprawa.. tu chodzi o życie ludzi..
- Myślisz, że nie wiem? - powiedziałam z wyrzutem. - Nie. Nie przyjdę do nich dzisiaj.
- Jak uważasz.
Przeszłam koło Jaxa, wzięłam walizkę z pod szafy i zaczęłam powoli pakować bluzki.
- Co robisz?
- Jeśli masz zamiar tu zostać to stań się niewidzialny dla ludzi..
- Dobra, dobra. - klasnął dwa razy w dłonie i stał się bledszy co było oznaką, że stał się niewidzialny dla ludzi.
- Pakuje się. Trasa odwołana..
Nagle drzwi otworzyły się.
- Hej. Co robisz? - powiedział Michael wchodząc do pokoju. Przerwałam pakowanie.
- No, pakuje się.
- Ah.. Wiesz już gdzie pójdziesz?
- Taak. - powiedziałam zmieszana
Nie chciałam mu mówić o moich problemach. - Pożegnasz się z nami?
- Nie, nie mam siły.
- Michael.. - podeszłam do niego. - Nie bądź taki zły. Innym będzie przykro. - pierwszy raz uśmiechnął się. - Dawaj. - rozpuściłam mu włosy i potargałam je lekko. Wzięłam pudełeczko z pudrem z biurka i popudrowałam mu twarz aby nie było widać przede wszystkim worów pod oczami. - Teraz o wiele lepiej. - uśmiechnęłam się podsumowując swoją pracę.
- Szkoda, że tak wyszło.
- Aj, przestań już. Idź się przebrać, bo za niedługo będziemy wychodzić.
- Okej. Do zobaczenia. - uśmiechnął się i wyszedł.
Obróciłam się i spojrzałam groźnie na Jaxa.
- Nic nie mów. - poprosił.
Westchnęłam i wróciłam do pakowania.

Przygarnięta Przez Gwiazdę.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz