Rozdział 10

421 40 4
                                    

*Następnego dnia*

Obudziłam się w wygodnym łóżku. Nawet nie pamiętam jak i o której zasnęłam. Spojrzałam na zegarek, który stał na szafce nocnej. Była 10:46. Obróciłam głowę w drugą stronę i zobaczyłam Zaire.
- Co Ona tu robi? - zapytałam w myślach.
Wstałam najciszej jak umiałam, aby jej nie obudzić i poszłam do łazienki. Niezbyt dobrze orientowałam się jeszcze w jej domu, więc kilka razy otworzyłam złe drzwi. W końcu znalazłam te od łazienki.
Stałam przed lustrem poprawiając włosy, bo nic innego nie miałam do poprawienia, bo najzwyczajniej w świecie się nie malowałam. Stojąc tak pomyślałam, że wchodząc przypadkiem do złych pokoi widziałam wszystkich moich przyjaciół.
- Dlaczego Oni tu są? Dlaczego nie pojechali do domów? - pytałam w myślach. - Chyba długo siedzieliśmy skoro wszyscy śpią, a ja tak późno wstałam.
Spojrzałam na siebie. Byłam ubrana w codzienne ubranie. Uznałam, że wezmę prysznic. Zdejmując spodnie z kieszeni wypadł mi telefon. Położyłam go na umywalce i weszłam pod prysznic.
10 minut potem byłam już wykąpana i uczesana.
Poszłam do pokoju gdzie spałam po jakieś ubranie z walizki, której jeszcze nie rozpakowałam. Poszukałam czegoś szybko i cicho, bo nie chciałam nikogo budzić. Wróciłam do łazienki. Wzięłam dresy, luźną bluzkę, bejsbolówkę i czerwono-czarną apaszkę w białe czaszki.
Pomimo zimy jest tu dodatnia temperatura i jest jakby wiosna w Polsce. Z jednej strony dobrze, z drugiej źle. Pomyslałam, że pójdę gdzieś sama. Wzięłam telefon i sprawdziłam jakieś ciekawe miejsca w okolicach domu Zairy, ale nie znalazłam nic ciekawego. Wsadziłam telefon do kieszeni dresów, włożyłam buty i wyszłam z domu nawet nie wiedząc gdzie.
Skręciłam w prawo, a potem w jakąś uliczkę w lewo. Uznałam to za trochę ryzykowne, ale i tak tam poszłam. Doszłam do końca uliczki i zobaczyłam ogrodzone boisko do kosza i grających w niego kilku mężczyzn. Większość z nich była w moim wieku. No może o kilka lat starsi. Ale jeden z nich był dla mnie znajomy, a przynajmniej tak mi się wydawało. Oparłam się o siatkę i oglądałam jak grają. Trochę się wczułam. Patrzyłam jak praktycznie za każdym rzutem trafiali do kosza, nawet z połowy boiska. Wyobraziłam tam siebie. Kochałam koszykówkę tak samo jak taniec, ale tak dobrze jak Oni to nie grałam. Tak się rozmarzyłam, że nie zauważyłam kiedy przestali grać.
- Hej! Podoba Ci się jak gramy? - krzyknął do mnie najwyższy chłopak z boiska.
- Tak! Gracie zajebiście. - odpowiedziałam.
- Lubisz kosza?
- Kocham. - odpowiedziałam z uśmiechem.
Wtedy "On" podszedł do bramki, otworzył ją i powiedział:
- W takim razie, zapraszamy.
Uśmiechnęłam się niepewnie. Spojrzałam na jego twarz. Ludzie! To Michael Jordan! Dlatego wydawało mi się, że skądś go znam. Nie pokazałam swojego zaskoczenia na twarzy. Weszłam na boisko. Pod siatką położyłam telefon ze słuchawkami i wróciłam do chłopaków. Było ich 11 i wszyscy mi się przedstawili. Byłam tam jedyną dziewczyną.
- Chcecie żebym z Wami zagrała? - zapytałam.
- Jasne. Zobaczymy jak grasz, maleńka. - powiedział Tito, waląc mnie z pięści w ramie.
- Tylko nie maleńka... - powiedziałam groźnie, zdejmując przy tym bejsbolówkę i związując włosy w wysoki kucyk. Wszyscy byliśmy ubrani tak samo - luźne spodnie i bluzka. Fajnie to wyglądało.
- Okay, Michael i Tito wybierają. - powiedział Kevin. Wybierający odeszli na bok, a my stanęliśmy w kółku. Zrobiłam pytającą minę.
- Już tłumaczę Martyna. - powiedział Kevin. - Wybieramy sobie liczbę od 1 do 10, a potem Michael i Tito mówią jakąś liczbę i wtedy ten kto ma wybrany numerek idzie do wybranej osoby, czaisz?
- No jasne. - odpowiedziałam.
- Wybieraj pierwsza.
- Siedem.
- Okay. - powiedział Kevin i zwrócił się do reszty. - A Wy?
Chłopaki wybrali numerki i teraz czekaliśmy na Michaela i Tito.
- Cztery. - powiedział Michael i podszedł do niego Jace.
- Osiem. - powiedział Tito i podszedł do niego Alec.
- Hmm.. Siedem! - wybrał mnie Michael. Podeszłam do niego, a On miło się do mnie uśmiechnął.
Wybieraliśmy tak dopóki wszyscy nie byli w jakiejś drużynie. Po chwili zaczęliśmy grać.
Michael wybił piłkę, która poleciała wprost w moje ręce. Złapałam ją i pobiegłam w stronę kosza naszych przeciwników. Po chwili otoczyli mnie, więc podałam piłkę Jace'owi, który dobiegł do kosza przeciwników. Podrzucił piłkę do góry, ale nie wrzucił jej do kosza. Zza niego wybiegł Michael. Wybił się i w locie złapał piłkę wrzucając ją do kosza. Był niesamowity. Teraz piłka przeciwników. Szybkie podania i byli już przy naszym koszu. Nie chciałam, aby trafili w niego. Ile sił w nogach pobiegłam do naszego kosza. Alec rzucił piłkę, była już przy samym koszu, była gotowa do niego wpaść, ale wybiłam się jak najmocniej, złapałam piłkę, a raczej wyrwałam z tego kosza i jeszcze w locie rzuciłam do Michaela, który pobiegł i trafił. 2-0 dla nas. Po kilku takich akcjach postanowiliśmy zrobić przerwę. Razem z chłopakami podeszliśmy do siatki żeby usiąść, bo ławek tam nie było. Nagle usłyszałam gwizd. Obróciłam się razem z chłopakami i zobaczyłam moich przyjaciół.
- Nie zapominaj o nas. - Powiedział ze śmiechem Eddie. Podbiegłam do nich choć byłam już zmęczona. Stali za ogrodzeniem opierając się o siatkę tak jak ja wtedy.
- Wpuścili Cię tu? - zapytała ze zdziwieniem Steph.
- Tak? - odpowiedziałam pytaniem. - W ogóle czemu nie wejdziecie?
- Martyna.. to jest ich teren. Te boisko jest ich. Jeśli wjedziemy tu bez ich zgody będziemy mieć przesrane nie tylko w tej chwili, ale i prawdopodobnie przez całe życie. - tłumaczył Jay.
- Rozumiem, rozumiem. - odwróciłam się do Jordana i reszty. Chyba zrozumieli o czym rozmawiam z moimi kumplami i Michael pokiwał mi głową. Wróciłam do przyjaciół. - Zgodzili się. - powiedziałam z uśmiechem.
Ekipa spojrzała się na siebie. Jay sięgnął do klamki i niepewnie spojrzał na koszykarzy. Michael znów pokiwał głową, a za nim powtórzyła to reszta. Otworzyli bramkę i weszli.
- Chodźcie. - powedziałam. "BangZ" i niedawno poznani mi koszykarze zaczęli się zbliżać. - Michael, Kevin, Jace, Tito, Alec, David, Albert, David, Jack, Max, Chris, Ted to Jay, Eddie, Steph, Zaira, Brook, Freddie, Luke, Matt i Will. - po wymienieniu wszystkich imion uśmiechnęłam się i czekałam na ich reakcję, bo patrzyli się na siebie bez słowa ani wyrazu twarzy. Zaczęłam się bać..

Przygarnięta Przez Gwiazdę.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz